Wczorajszy dzień miał taki przebieg, który nie pozwolił mi za specjalnie na roztkliwianie się w żalu.
Po średnio przespanej, z powodu czuwania przy Sky, nocy musiałam załatwić kilka spraw. Między innymi odebrałam wyniki Dydka i [częściowe] Ogiona:

Zajrzałam też po drodze na chwilę do Doc, żeby umówić na dzisiaj sekcję Sky.
Potem, z racji obaw przed korkami utknęłam na ponad godzinę na Dworcu Głównym w oczekiwaniu na przesyłkę konduktorską, którą Pixie65 wysłała Aranesp dla Grendela.
Pixie - bardzo Ci dziękuję.

[Doc był pod wrażeniem
możliwości zaprzyjaźnionych osób.

]
Ten czas spędzony na dworcu przypomniał mi czasy liceum, gdy niektóre wagary spędzałam właśnie tam [inną opcją było jeszcze szwendanie się po toruńskich kościołach na starówce

].
Mogłam też na spokojnie pomyśleć o Sky...
Owszem, zawsze gdy odchodzi któryś z moich podopiecznych budzi się nie tylko żal, ale i poczucie winy - ile w moim świadomym, celowym działaniu było tych posunięć, które zadecydowały o takim, a nie innym końcu całej historii. Byłabym głupia i bezduszna, gdybym się nad tym nie zastanawiała.
Jednak to mój żal i moje poczucie winy, ale też moja praca i zaangażowanie - moje decyzje. Mogłam ich nie podejmować. Mogłam spokojnie pomyśleć, że `nie tym razem`.
Sky mogłam oddać `na pniu` - bez szczepień, bez sterylki. Mieć problem z głowy i co więcej - obwieścić sukces. Ale nie mam tej pewności, że tak by było dla kota lepiej. Każdą decyzję podejmuję z myślą o tym, by to kotu było lepiej. Nie powołałam tych kociąt na świat. Żadnego z nich. Bardzo chciałabym umieć przewidzieć, które z moich poczynań wyjdą kotu na dobre, a które mu zaszkodzą. Ale dla mnie `nie brać` nie jest rozwiązaniem tego problemu - moim wyborem jest życie przy kotach. [Trzy lata temu miałam świetną okazję, by skupić się na `robieniu kariery` i `trzepaniu kasy` - z jakiś powodów nie zrobiłam tego.]
I za to dziękuję nie tylko Przyjaciołom i Rozumiejącym, ale też dziękuję moim Wrogom. Dzięki jednym łatwiej przetrwać, dzięki drugim łatwiej wiedzieć czego się nie chce. Nic tak nie pomaga dookreslić się, jak wsparcie jednych i opór drugich.
Poniżej foty kota, któremu wieszczono rychłą śmierć zaraz po wklejeniu przeze mnie jego wyników badan krwi.

Nie napiszę, że Tofu ma się świetnie, bo jest zbyt ciężko chory. Ale jednakowoż na razie - nie umiera. Wygląda, jak wygląda [nigdy nie wyglądał specjalnie dobrze] ale dzięki Pixie65 [znowu -

] i magaaa [tak, tak, tej niedobrej, pyskatej Magdzie

] ma Ornipural, który stabilizuje funkcje jego wątroby i kolejny kryzys [trzeci tak poważny] udało się chwilowo zażegnać.
W ramach wypełniania moich obowiązków wobec wirtualnych opiekunów nadrobiłam któregoś dnia foty Bakoo.
