





Chciałam go wziąć w czwartek, najdalej w weekend, bo umiera. Nie je, nie pije, po prostu siedzi. Ma koci katar i grzyba.
Ale... przepraszam Puśku, o którym już myślałam jak o swoim...
Dziś dostałam mój pierwszy TAKI telefon.
"Bo Ty zajmujesz się kotami...".
Więc przyjeżdżają, dwaj panowie po zmarłym, teraz przez cudowną rodzinę wypuszczeni na działki. Zlitowali się sąsiedzi, którzy kotów wziąć nie mogą, bo w domu mają już trzy - z czego jeden niedawno okazał się białaczkowym w stanie ostrym i wymaga leczenia oraz izolacji. Obiecali pomóc w leczeniu chociaż trochę. Mam wsparcie i tu, na forum, chociaż to pierwsza taka moja akcja, za co bardzo dziękuję...
Panowie są burzy. Niekastrowani. Nieszczepieni. Nieodrobaczani. Bez książeczek. Nawet imion nie znam.
Mój ojciec mnie zabije, a ja mam żal do siebie, że nie pomogę Puśkowi.
Wątek mu zakładam razem z moim Flipem i Flapem, chociaż tyle mogę.
Jestem smutna, zła i załamana.
O co proszę? O pomoc dla Puśka. Bo on już na pewno wiedział, że ma wyjść, a ja zawiodłam...