W sensie, że ratujemy im zdrowie a nieraz życie i odpicowane, odchuchane, wypieszczone oddajemy w inne ręce? Ale te ręce nie otwarły by się raczej przed stworzeniem brudnym, widocznie chorym, z bogatym życiem wewnętrznym i zewnętrznym, które usiłuje zaanektować całą okolicę

A my zapchane kotami po same uszy nie mogłybyśmy pomóc następnej biedzie i kolejnej i jeszcze jednej... Dlatego wybieramy mniejsze zło, choć pożegnanie tak często tak bardzo boli nawet jeśli powtarzałyśmy sobie od początku "to tylko tymczas, on/ona nie jest moja"
