U mojej Miśki złamana szczęka wzięła sie z dużym prawdopodobieństwem z upadku (z drzewa? z garażu? kiedy żyła na wolności). Także niekoniecznie człowiek był sprawcą... Była składana, drutowana. Wyglądała marnie. Dziś (po ponad roku) Miśka ma się dzielnie, je także suche, dziumka zabawki, szaleje. Jedyne co jej zostało to jeden drucik na zawsze w szczęce (chirurg zalecił pozostawienie) oraz dosłownie lekko krzywawy wyraz pyszczka - ale w sumie u niej jest to słodkie, troszkę łobuzerskie.
Tym bardziej kibicuję Napoleonikowi.
Będę podczytywać jak prześwietlenie, co dalej. To jest strasznie smutna sprawa, ale duża szansa na szybkie i dobre zrośnięcie i zagojenie. Trzymam kciuki, żeby nie było tam już więcej żadnych przemieszczeń.