Ech...
Wróciłam, wściekła jak jasna cholera. Bo wiecie, ja naprawdę nie mam w życiu szczęścia. Wszystko, do czego tylko się dotknę, od razu w mgnieniu oka się pieprzy

Otóż praca BĘDZIE. Podobno na 100% będzie, ale najwcześniej za dwa tygodnie, być może za trzy, a niewykluczone, że dopiero od początku kwietnia. To nic, że miała być od 1 marca (i tylko od 1, nie od poźniej, taka była pierwotna wersja) i że ja z tego tytułu musiałam zawracać sobie i innym doopska skracaniem zwolnienia, że musiałam latać do ZUS-u i do lekarki, że przerywając to zwolnienie straciłam nie tylko jakieś 850-900 złotych, ale również (a raczej: przede wszystkim) ciągłość zwolnienia po ustaniu zatrudnienia, a tym samym: ubezpieczenie zdrowotne...
Otóż nie mogli podpisać ze mną umowy od dziś, ponieważ panna, która urodziła dziecko (i którą mam zastępować), nie dopełniła jakichś formalności, czegoś im nie doniosła, a tym samym - zablokowała swój etat

Podobno dowiedzieli się o tym dopiero wczoraj. Burdel jakiś
Po raz kolejny natykam się gdzieś na jakieś bezmóżdże, przez którego bezmyślność to ja dostaję w dupę i po raz kolejny - jakimś dziwnym trafem

- bezmóżdżem owym okazuje się kolejna młoda mamuśka. Przypadek...? Spekulowałabym

Nie twierdzę, że wszystkie młode mamy są patentowanymi, tępymi idiotkami (w konsekwencji np. tego, że już z chwilą zajścia w ciążę komórki mózgowe zaczynają stopniowo przemieszczać się w wiadome, niższe partie ciała - do czasu narodzin dziecka jest tam już lwia ich część

- po czym, w wyniku rozmaitych
(bardziej i mniej oczywistych) trudności uniemożliwiających ich sprawne funkcjonowanie, wymierają z bezczynności

), ale już na podstawie tylko moich własnych doświadczeń z ręką na sercu mogę stwierdzić, że według mnie macierzyństwo w zastraszająco wielu przypadkach powoduje dramatyczną atrofię szarych komórek
Wrrrrrrrrrrrrrrrrr. Ulżyłam sobie
No ale powiedzcie mi: z jakiej racji to ja muszę ponosić konsekwencje totalnej nieodpowiedzialności i beztroski jakichś rozmnożonych bezmózgów

...? Dlaczego to ja za jednym zamachem tracę prawie tysiąc złotych + perspektywę jeszcze mniej więcej 3,5 miesiąca na płatnym zwolnieniu oraz ubezpieczenie

...? Tak się akurat
nomen omen dupowo składa, że właśnie za kilka dni, na 8 marca, jestem zapisana do lekarki w ramach NFZ-u. Wizyta jest już i tak przełożona z lutego
(nie z mojej winy), a tak w ogóle to powinnam była wybrać się do ginki już dawno wcześniej
(z powodu iluś tych krwotoków-niespodzianek - zgodnie z moimi przewidywaniami - dorobiłam się kolejnego nawrotu anemii
). Na wizytę prywatną niestety nie mam kasy.
Wystarczy, że za psychiatrę muszę słono płacić.. Opcję bezpłatnej właśnie straciłam - przez jakiegoś kupkocentrycznego bezkręgowca
Nie wiem, czy bardziej chce mi się kląć czy wyć.
EDIT: wrodzony perfekcjonizm.