Moja siostra cioteczna jeździła jako dziecko na krowie. A raczej na buhaju

mała była, siedziała na drzewie, spojrzała w dół - krowa. No to zlazła zwierzęciu na grzbiet. Ja się dziwię, że ona żyje w ogóle
Patmol, to ja znam jakieś inne krowy chyba. Jedna, którą poznałam mnie goniła, druga - "kosiarka" sąsiadów - wlokła mnie za sobą na łańcuchu przez pół podwróka. Poza tym krowa nie jest wymagająca, no chyba, że chcesz mieć mleko - to już koniec wolności. Ale póki jałówka, to se może leżeć i przeżuwać i nie trzeba doić. Tylko nie wiem w czym by jej trzeba wodę zostawić na dwa dni... "kosiarka" jednym siorbem opróżniała miednicę

Jedyne krowy jakie dopuszczam to Jersejki, bo małe
Jak byłam mała i jeździłam z babcią na letnisko to gospodarz miał nutrie. Jak sobie teraz pomyślę, to mnie trzęsie, jakie te zwierzęta były biedne

siedziały w ciasnej klatce, nie miały sie gdzie wykąpać, śmierdziały i jadły odpadki

i pozostawiły mi w głowie spaczony obraz cuchnących zwierząt, w wielkimi pomarańczowymi zębiskami, które na dodatek gryzą.
