Wczoraj późnym wieczorem przybłąkała się do mnie malutka koteczka. Akurat wracałam z pracy i kocię z rozpaczliwym płaczem dosłownie rzuciło mi się do nóg. Nie było wyjścia, musiałam zabrać do domu. Kicia była głodna i dygotała z zimna, a w nocy prognozy zapowiadały -20 stopni
Koteczka ma ok. 5 miesięcy, jest klasyczną tygryską, szaro-burą, pręgowaną, z pięknymi wyrazistymi oczkami i uszami netoperka

Jutro wpadnie do mnie Szejbal obfocić malutką i wrzucimy fotki.
Widać, że kicia przebywała w domu, jest obyta z mieszkaniem, kuwetkowa, baaardzo miła i przylepna. Ma miękkie, lśniące futerko. Nie boi też się dzieci, śmiało przychodzi do mojego syna, mruczy daje mu się głaskać. Uderza natomiast jej chudość, to dosłownie skóra i kości, mój syn mówi na nią Sucharek. Kotami jest przerażona, warczy, miauczy i syczy na ich widok - ale nie atakuje.
Dom, choćby tymczas, potrzebny na cito - mam w tej chwili 10 kotów w malutkim mieszkaniu (i sparaliżowaną suńkę).