Dzisiaj Krzywy okropnie mnie przestraszył. Pewnie te czasami moje „wystraszenia” wynikają z tego, że człowiek co chwila czyta na forum o różnych chorobach, o śmierci… I z tego, że Gaja tak nagle i szybko odeszła… No i niewątpliwie też z „niedowiedzy”… No bo właściwie cóż mogłoby się takiego stać?
Krzywuś siedział tradycyjnie, jak zawsze o tej porze, przy oknie. Wyglądał jak zastygła figurka i wpatrywał się w dal. Podeszłam do niego bliżej – ani drgnął. Zawołałam – ani drgnął. Siedział jak skamieniały.
Przesunęłam go tak w całości trochę w lewo… Wyglądał jakby go sparaliżowało. Cały był jakiś sztywny… Gałki oczne nie drgnęły. Wpatrywały się martwo w jeden punkt. Sama nie wiem, czego tak się wystraszyłam. Wydawało mi się, że Krzywuś za chwilę przewróci się na bok i zacznie zastygać w bezruchu . Podążyłam w ślad za Krzywym, tam, gdzie wbijał wzrok – okazało się, że w krzakach siedział ledwo widoczny wróbel… To on był obiektem tej… nie wiem jak to nazwać - głębokiej fascynacji??? hipnozy???
Po chwili Krzywy jednak powrócił „do żywych” i zmienił pozycję. Na mnie w ogóle nie zwracał uwagi. Przypłaszczył się cały i przypłaszczył uszy i dalej wbijał wzrok.
Odetchnęłam. Wszystko w porządku…
Wiem, to głupie było z mojej strony… tak się wystraszyć… Bo przecież co mogłoby się stać?
Zresztą, jak pisałam kiedyś, Krzywy ma takie „zagrywy” – jest taki lekko autystyczny. I powinnam się przyzwyczaić do niektórych jego zachowań. Z drugiej strony: ten to jak coś robi, to robi to całym sobą. Np. mógłby występować w reklamie z jedzeniem. Na pewno sprzedaż reklamowanego produktu by wzrosła – takiemu smakowitemu mlaskaniu , a potem oblizywaniu wąsów chyba nikt by się nie oparł…
Ale poza tym to najkochańszy kot. Jest bardzo przymilny , nie sposób go nie lubić. No – i co nas cieszy bardzo – zaczął się bawić: myszkami, wędką, lata za sznurkiem. A co najważniejsze – zaczął bawić się sam. Czasem robi takie piruety i podskoki, że można boki zrywać. Coraz częściej odważa się na skoki z niewysokich szafek.
Ale kumpek to by mu się przydał... Niestety. Narazie musie się zadowolić naszym towarzystwem. W przyszłości, może kiedyś - kto wie??? Krzywuś na pewno były szczęśliwy: w końcu mógłby kogoś porządnie wypucować. Pies to jednak nie to samo
W tym tygodniu pobierzemy mu wymaz z nosa, żeby w końcu dopasować odpowiedni antybiotyk na ten katar. Bo znów zaczął glucić – obklejone mam kaloryfery przy oknie - te szczęściem da się ” wyskrobać”, natomiast ściana - to razem z tynkiem . Mogliśmy w sumie zrobić tak od razu, na początku, wziąć ten wymaz. Ale wetka nie sugerowała… Ale doczytałam gdzieś na forum, że tak właśnie trzeba zrobić - pobrać wymaz i dobrać na podstawie wyników odpowiedni antybiotyk. A nie tak - faszerować jak kaczkę.
Nianioszka z kolei chyba zaczęła się czuć u nas zupełnie jak w swoim domu. Świadczy o tym fakt, że reaguje na najmniejszy dźwięk dochodzący z kuchni. Zwłaszcza, kiedy coś kroję – choćby najciszej – Niania się zjawia bezszelestnie i kręci ósemki.
A tu nasze zwierzaki: pierwsze zdjęcie - moje ulubione, na drugim - tak Niania wczoraj spędzał popołudnie. Zdjęcie trzecie: Krzywy zalotny i czwarte - Krzywy w akcji

Pozdrawiamy wszystkich do nas zaglądających

I każdego z osobna
Dziękujemy za odwiedziny i życzenia
No to do Zaś
