Chatte pisze:Neigh pisze:Ja: a. jezdzę na rajdy np......nie żebym lubiła jakoś szczególnie......
Ale wiecie - Jedziemy na rajd - idziemy na wystawę kotów.
A reszta cóż.......jeden były mąż, jeden były niemąż. I jeden obecny też niemąż.
A koty ciagle trzy:-) z czego jeden przeżył wszystkich hihihih.
I doszłam do prostego wniosku - rozkład pożycia jest uciażliwy....ale nie wyłącznie dla kobiet:-)
Mój TZ mawia - ja tam nie chcę żadnego kota......ale jak ma to wyegzekwować?:-)
Ty masz rajdy - ja mam wypasiony sprzet audio. I tu jest konflikt: bo kotecki uwielbiają ciepłe sprzety elektroniczne

. A jak jeden zaczepił pazurkiem i zrobił sie supelek na maskownicy kolumny głosnikowej, to przez miesiąc wysłuchiwałam litanii strat moralnych i materialnych, których przysporzyły koty. No bo taki supełek to obniża wartośc sprzetu o 100, co ja godom o 200 procent! A odsluch jak na tym cierpi!

(tutaj powinna byc ikonka pukająca się w głowę

)
Koty były dluuuugo tylko dwa. A trzeci przybył, jak jeden zaginał (zwiał na miłosne szalenstwa) i przygarnęlam bidę z myslą o DT. TZ zgodził się, bo się mazałam po tym zaginionym. Potem miłośnik sie odnalazł i tym sposobem mam trzy.
A TZ ciagle ten sam - tylko się starzeje i zrzedzi coraz bardziej.
To ja mam jeszcze inaczej. Podobnie jak Neigh jeżdżę na maratony (nawet noszę za nim i kolegami bety i robię zdjęcia na stronę klubu, chodzę na ksw (też nie narzekam), ale to dało tyle, że mojemu TZtowi wydaje się teraz, że tylko jego zainteresowania są ważne co mnie wkurza, bo on jak klepie o tych durnych samochodach godzinami to ja muszę słuchać tego bełkotu, a jak ja chcę pogadać sobie o zwierzakach to słyszę: Bossszze tylko nie zwierzaki znowu!

On co do zasady zwierzaki lubi i nawet ma na koncie kilka spektakularnych akcji ratunkowych

Tak sam z siebie. No ale mnie hamuje i kręci nosem na każde słowo. Poza tym on woli psy. Koty go trochę wkurzają :/ Czasami... np. jak drogocenny głośnik pazurkiem porysują, albo zaglądają do garów

Nie chce więc pozwolić na następnego kota. Na pierwsze zresztą zgodził się dlatego, że chciał psa

Powiedziałam wtedy, że jak pies to i koty :p I tak ruskim targiem mamy psa i dwa koty
No ale nie w tym rzecz. Sęk w tym, że ten mój TZ to taki jakiś niestabilny emocjonalnie jest i nie całkiem dojrzały psychicznie. Np. na królika urobiłam go już dawno (z rok temu wpadłam na pomysł, by przygarnąć króliczka z adopcji do kompletu), ale do dziś nie zrealizowałam tego pomysłu, bo wiem co będzie jak TZ wdepnie w króliczy bobek, a jak go znam to wdepnie napewno

To chaotyczna, niezorganizowana gapa i na dokładkę on nigdy nie jest sam sobie winien

Zawsze są jacyś winni, na których można nakrzyczeć - czyli ja

Zatem jak TZ wdepnie w bobek to będę winna ja... i to nie dlatego, że nie sprzątnęłam bobka z czerwonego dywanu jaśnie pana, ale dlatego, że:........... zachciało mi się królika!! (bo już nie będzie pamiętał, że uznał to za świetny pomysł i sam też chciał słodkiego króliczka

), dlatego, że karmię go nie tak jak trzeba, bo inaczej pewnie, by nie srał

!!, no i dlatego, że nie posprzątałam w 1 milisekundę!! No. Tak by było... i dlatego jakoś mi się przestało śpieszyć do tej adopcji królika czy inszego gryzonia
On ma wielki dar zapominania jak było i przypisywania mi większej roli w pewnych decyzjach niż faktycznie miałam

Np. chciał psa, tak? Próbowałam wybić mu to z głowy uświadamiając jakie szkody w mieszkaniu może spowodować pies (nowiutkie mieszkanie) i jakie to obowiązki. Powiedział, że to wszystko nic! Że on to wszystko zniesie i bierze na siebie. Jak pies zeżarł trzy telefony i ścianę to był zaskoczony.... i oczywiście wściekły. Na psa zgodziłam się pod warunkiem, że to on będzie chodził na spacery z psem, bo ja tego nie znoszę. I wiecie co? Celowo zostawiłam wszystkie maile, jakimi wtedy się wymieniliśmy (bo dyskusja czy brać psa czy nie i te wszystkie błagania i zapewnienia miały miejsce także podczas pracy drogą mailową)... No i jak kolejny miesiąc to ja zaiwaniałam na spacery z psem, a on oczywiście odwracał kota ogonem, w końcu wygrzebałam mu te maile i mówię: czytaj co napisałeś!

Od tamtej pory zaiwania grzecznie na spacerki i tylko od czasu do czasu prosi czy mogłabym go
zastąpić 
Wie, że mam to na piśmie i nie da się tego przekręcić
Jak dziecko

Jak czegoś chce to wszystko obieca, nic mu nie będzie przeszkadzało, pokona każdą przeszkodę, ale jak mu się znudzi to traci nagle pamięć i udaje, że nie wie o co chodzi
I cóż, że ja go dziś namówię, by pozwolił mi tymczasować kota?? Może dziś się zgodzi, a jak go jutro przyniosę do domu to będzie chodził cały sfochowany, a ja będę musiała słuchać tego zrzędzenia i błagać o podwózkę za każdym razem jak tymczasowicz będzie potrzebował iść do weta

O nie. Nic na siłę, a jak sam zechce znów pomóc jakiemuś zwierzakowi (a jak odpocznie od tego to pewnie zachce

) to najpierw wezmę to od niego na piśmie

Się rozpisałam

a w zasadzie to można by to ująć w dwóch zdaniach: mój TZ chciałby np. króliczka... ale nie chciałby żadnej rewolucji w związku z tym, żadnego łażenia za zwierzakami jak się zapoznają (mam siedzieć z nim i gapić się w telewizor a nie zachwycać jak one to czy tamto), żadnego jeżdżenia po weterynarzach, i najlepiej żeby to nic nie kosztowało

taaa... czyli chciałby tylko do głaskania i zabawy, ale nic ponadto

A jak coś pójdzie nie po jego myśli (no a przy takim myśleniu to jak inaczej może być

) to już mu się odmienia i wtedy to: TY chciałaś! Nie jak dziecko?? Dziś chce, jutro nie chce, innym razem wszystko mu jedno... Czekam jak zbawienia kiedy on dorośnie, bo urósł za duży trochę bym mogła go klapem na dupę zdyscyplinować i się tak bujam jak małpa na gałęzi...
