Megana pisze:Pracuję w weekend, ale oferta dachowcowa jak najbardziej aktualna, jedyny problem z logistyką.
Nie ma problemu logistycznego -ja mogę dowieźć (–jak wrócę po karmieniu kotów spod Lublina), chociaż może dać szansę wykazać się jedynej przedstawicielce rodziny, hm?
Dobra, żartowałam…;)
Jak coś, to ja pod telefonem, znasz.
Czarny znalazł dom, więc zszedł ‘ze stanu’ ekspediowanych kotów, Dzikun-zza-pralki pójdzie najpierw na sterylizację, więc zostaje Lamparcica.
Czarny kupuje każdego na wejściu, bardzo właźliwy, przytulas, trochę zazdrosny. Widać, że potwornie niedopieszczony, że pewnie nawet za życia pani trudno mu było dopchać się po porcję pieszczot, bo drogę do ręki pani zagradzały pańskie faworyty –okupujące łóżko szylkretki. Wystarczyło, że na moment przysiadłam na łóżku (aha, zapomniałam dodać na wstępie, że po raz pierwszy widziałam koty w realu), żeby pogłaskać Lalę, a już zgłaszał zastrzeżenia, że on też, on też tu jest i ma swoje potrzeby…
Udało mi się zaskoczyć Dzikuna-zza-pralki (Munię) i nawet zrobić jej zdjęcie. Nagłe wtargnięcie do łazienki spowodowało, że ją zaskoczyłam w wannie, strach przymurował ją do wanny, bała się choćby poruszyć, odkleić od dna… Mała kicia, wielkie przerażenie. Taka szmatka leżąca bez ruchu, chcąca być niewidoczna, z uszami położonymi/przyciśniętymi do głowy, z ogromnymi oczami (przepiękne, ogromne!!!) i źrenicami jak pięciozłotówki. Przepiękny marmurek, nie pręgowana (proporcje: małe uszy, OGROMNE OCZY, wydłużony pyszczek -jak u ocelota). Niestety nie udało mi się w żaden sposób uwiecznić na fotce jej urody, bo strzelający flesz powodował zamykanie oczu, albo półzamknięte ‘kaprawe’ oczka. Jest piękna!
Nie sprawiła na mnie wrażenia beznadziejnego przypadku klinicznego, tylko umierającego ze strachu kotka ‘po przejściach’, którego trzeba wyleczyć cierpliwością, spokojem, miłością.
Zobaczymy jak się będzie zachowywała w klinice (zabieram ją do kliniki z b.małym zapleczem szpitalnym, gdzie będą właściwie same koty p.Danusi), będę ją nawiedzać codziennie…
Lamparcica na początku postanowiła strasznie się bać i na dowód tego schować się do szafki kuchennej, potem uznała, że pora michy -to pora michy, że należy wyjść i wzmocnić się (żeby potem ze zdwojoną siłą móc się bać;)) , w końcu zapomniała, że miała się ciągle bać i łaziła po domu. Finalnie –dla bezpieczeństwa i lepszego oglądu sytuacji- wlazła na szafkę/półkę pod sufitem i luzik –nikt jej tam nie sięgnie.
No kocią miss to Lamparcica nie jest. Wygląda raczej na herszta ulicznej bandy- urwany czubek ucha, ciemna plama na brodzie sprawia wrażenie, jakby przed momentem zatopiła w kimś kły i nie zdążyła zmyć dowodów zbrodni

Taki trochę…bandycki wygląd, ale piękna w swej brzydocie. Micha + głaskanie =kot nasz. Raczej nieskomplikowany przepis na domowego kota. Ale nie będzie tak ‘na kolanka’, a przynajmniej –nie od razu.
Lala. Rozpaczliwie smutna! W pierwszym momencie szurnęła z łóżka, po to, by po chwili –widząc, że nikt jej nie łapie- wrócić na łóżko pani, będące jej azylem (jedyne jeszcze względnie bezpieczne miejsce, pachnące panią).
Syjamy są bardzo ‘psie’, tak samo ekspresyjne, tak samo witają, tak samo przywiązują się i bezgranicznie kochają opiekuna. Widać, że bardzo tęskni, zapadła się w sobie, jest potwornie zrezygnowana, smutna, a ona musi się ‘skrzepić’ i mobilizować siły żeby pomyślnie przejść sterylkę… Bez problemu dawała mi się głaskać, ale to było takie trochę poddanie się, nie, nie strzeliła łapą, ale też żadnego mruczenia… W życiu nie widziałam tak smutnego syjama!
Lala jest cudna i żadne zdjęcie tego nie odda. Jest taka pastelowa, pudrowa, niebiesko-beżowa, bez wyraźnego rysunku -takie muśnięcia, pastelowe smużki - przepiękna! W typie syjamów starego typu (z okrągłym pyszczkiem, a nie trójkątem-z wystającymi policzkami i uszami gacka).
W tej rozpaczy po stracie pani wspierają się z Kicią. Kicia bardziej płochliwa, ale bez histerii –żadnego panicznego uciekania po domu. Po prostu dystans. Wydaje mi się, że psychicznie w lepszej kondycji niż Lala (chociaż Pani Ewa ma odwrotne wrażenie).
Tak czy siak trzeba zagłaskać ich smuteczki…
Kicia drobniejsza, z wyraźniejszym szylkretowym rysunkiem (przez co widać kota, bo Lala –to taka eteryczna, przepływająca mgiełka), ‘uwspółcześniony’, ale też nie ostry trójkątny kształt mordki.
Wg mnie szybko ‘wejdą’ w nowy dom. Ale chyba lepiej dom bez kotów -żeby łatwiej odbudowały się psychicznie, nie musiały walczyć w domowej hierarchii. I tak ziemia usunęła im się spod łapek- nie ma pani, nie są już jej hołubionymi pieszczochami…
Rudzielce? No cóż, hmmm…, jak opisać koty ‘kryptyczne’? Malutki wykurzony spod fotela przemknął po pokoju, po to żeby wbić się tam z powrotem. Śliczny –rozpacz! Nie miałam serca ani potrzeby żeby wyszarpywać go z wnętrza rozwalonego fotela

-Mogłam tylko dotknąć ciepłą futrzaną zawartość fotela. Nic na siłę. Tu trzeba czasu, spokoju, ciszy, żeby wyszły. To one zadecydują kiedy. Oswajanie ma być na ich warunkach.
Muszą mieć b.spokojny dom, zero stresu i koty wrócą do żywych…
Zobaczymy jak Śliczny psychicznie zniesie pobyt w klinice. Może mu po kastracji trochę odpuści?
Mam kilka zdjęć z wczorajszej wizyty, nie wiem jak wrzucić na forum, ale zajmę się tym dopiero za kilka godzin (teraz mam cotygodniowy pospieszny kurs pod Lublin, 150 km w tę +150 km nazad, żeby nakarmić wsiowe/działkowe koty).