Kituś jeszcze jest... Wczoraj nie wychodził w ogóle z budki, dziś zszedł na dół, poszedł do przedpokoju, napił się z miski Zochy, wrócił do budki, za chwilę wylazł, znowu pił. Jak śpi, to zwinięty w precel, i reaguje na głos i dotyk. Mruczy tylko czasem. Jest straszliwie chudy, chodzi ledwo ledwo... Ale jest. I dziś jak przyjechałam ze szkoły, poczułam ulgę, ze on jednak nadal jest. Karmię go, wiem, że to za mało, ale coś tam zjada. Bieduś nasz kochany...



Poza tym Niteczka ma rujkę i ryczy wniebogłosy, Buranio znowu chory, a ma jechać w sobotę, Elunia jest chora bardzo, kosmiczny nawrót kk, nie wiem, czemu, i tylko Mimi i Agatka są bardzo zadowolone, bo koleżanka sprezentowała mi ogromny fotel, i fotel dostały właśnie one. Mimi chciała go dziś zarzygać, ale zdjęłam ją na podłogę.
Na domiar wszystkiego mam dodatkowo dużo lekcji, za chorowitki szkolne, i gardłowo i nerwowo ledwo wyrabiam. Za dużo tego trochę, czekam na maj.

Dziękuję Wam, że jesteście.