joarkadia pisze:Sol, spokojnie.... Wcale nie czuję się urażona

Kretynów nie sieją po prostu.... Po swojej "propozycji" nie ma czego szukać ani w moim domu ani tym bardziej w sercu. Szkoda, że straciłam 7 lat na zrozumienie tego, ale lepiej późno niż wcale, prawda??
U mnie wszystkie potrawy odbiegają od zdjęć w gazetach, nawet brukowych i satyrycznych

Ale ważne, że żyję i żadnych problemów z żołądkiem nie ma

Pewnie ze tak. Mozna zalowac siedmiu lat i traktowac je jako czas stracony. Mozna tez zaakceptowac ten fakt i traktowac to jako etap zycia, pelen dobrych chwil i trudnych, z ktorych mozna wyciagac wnioski na przyszlosc i uczyc sie lepiej poznawac siebie...
Moge sie tylko domyslac jaka to byla "propozycja"

no coz, powiem tylko, ze ja Cie rozumiem. I probujac sie postawic w Twojej sytuacji podejrzewam ze zrobilabym to samo. Ja potrzebowalam prawie 9 lat zeby sie wyrwac ze swojego toksycznego zwiazku z bylym.
Najwidoczniej jednak bylo mi i to doswiadczenie do czegos potrzebne.
Moj byly powtarzal czesto mojemu TZowi (bo sie chlopcy kiedys kumplowali, do czasu

), ze ja nie umiem gotowac. Kiedys moj TZ nas odwiedzil i ugotowalam zupe pieczarkowa. Mnie nie bylo przy tym ale potem mi TZ opowiadal ze jadl ja powoli bo bolaly go zeby i nie mogl dobrze pogryzc pieczarek, a moj eks caly czas go przepraszal mowiac "Magda zle gotuje, wiesz, nie umie gotowac, ale to nic, ja gotuje za nia, no zrobila te zupe ale nie jest dobra". TZ sie nic nie odzywal bo nie za bardzo wiedzial co ma na to odpowiedziec.
Obecnie gotuje i jest ok, czasami spale cos (vide dzis makaron i troche ryzu), czasem sobie zapomne cos doprawic ale uwazam ze nikt nie urodzil sie z patelnia w rece wiec mam prawo do pomylek. Zglebiam wiedze jesli potrzebuje cos wiedizec, czytam przepisy, troche ich uzbieralam a przede wszystkim zadaje pytania doswiadczonym kucharkom i pilnie zapamietuje ich rady. Wychodze z zalozenia ze co porada doswiadczonej gospodyni, to porada
