Smarti, ja się pobawię w mediatora.
Zanim Marzenia wskoczy z jej napadem agresji :>
Nie musimy się lubić. To, co nas łączy, to koty. Dlatego powinniśmy myśleć przede wszystkim o ich dobrze.
Ja, Marzenia, Bianka, Chatte - my Cię znamy i wiemy, że wszystko to, co opisujesz, jest prawdą. Ja wiem, że dodzwonić się do Ciebie jest niemożliwością, bo siedzisz u weta/ oblatujesz wszystkie tymczaski. Że poza tym, że masz obłędną liczbę tymczasów, to masz przecież całkiem porządną liczbę kotów stałych. Że cały czas musisz pamiętać kogo z kim i gdzie nie łączyć, żeby chorób z tego nie było. Co komu podawać i o jakiej porze.
Ale dziewczyny tego nie wiedzą. A tutaj na forum jest co najmniej kilka przypadków osób, które mówiły, że leczą. Które mówiły, że potrzeba na to, czy na tamto. I mają też grono ludzi, które je popiera i które każdy atak na nich odpierają awanturą i jatką. A które nie są miejscami, gdzie powinny trafiać koty.
Problemem jest to, że z zewnątrz, na pierwszy rzut oka - te domy się nie różnią. Wszędzie są koty i wszędzie są potrzeby. Dlatego tak ważne są potwierdzenia, że sygnał został odebrany i przekazany. Dziewczyny muszą cisnąć, bo na nie też cisną kolejne osoby. Takie, które też chcą wierzyć, że ich środki zostały dobrze zużytkowane. Ja wiem, że DT pożera ogromne ilości finansów i że żadna kwota nie zostanie zmarnowana - ale powinno się doceniać to, że dziewczyny chcą wspomóc choćby konkretne koty. Pal licho, że nadwyżka i tak by trafiła do potrzebujących - ale dla dziewczyn ważna jest psychiczna satysfakcja, że pomogły kotom, które trzymały w rękach. O których zdrowie drżały. Które nosiły do weta. Którym rozpaczliwie szukały domów. I wciąż mają w sercach tę ulgę, gdy okazało się, że znalazł się choćby DT.
One nie mogą jak Ty zadzwoni do Edyty i zapytać - co tam u niej. Czy do Joli. Bo się nie lubicie i taka rozmowa nie byłaby naturalna.
Ja rozróżniam Twój dom od typowego zbieractwa - bo ja tam byłam i widziałam, jak to jest zorganizowane. I ja to podziwiam. Dziewczyny zaś muszą wierzyć - a gdy chodzi o pieniądze to niestety wiara to często zbyt mało. Dla mnie takie 200 pln to miesięczny wydatek na całe moje jedzenie

I przesłanie takiej kwoty gdziekolwiek czy choćby fragmentu jej to jest sporo.
One muszą Ci ufać, a każdy choćby najmniejszy nacisk w kwestii rozliczeń spotyka się z atakiem Marzeni, którą też kocham i rozumiem - bo ona chce Cię bronić.
Bo dziewczyny - teraz tyrada do Was. To jest mnóstwo zwierząt. Tam jest też chora osoba. Tam jest remont w całym domu i specjaliści, którzy się plączą pod nogami cały dzień. To są zmartwienia z rezydentami, którzy a nuż coś jednak złapią. To są ciągłe choroby, bo cały czas coś jest nie tak. To są zmartwienia o finanse - takie jak i Wasze, na jeszcze większą skalę, bo pomnożone razy 10. To są telefony od potencjalnych domków dla kotów, które są wciąż ogłaszane. To są wizyty przedadopcyjne, rozmowy, maile, problemy techniczne, wożenie kotów w tę i z powrotem...
Smarti, pomyśl, że dziewczyny też to mają - bo też mają swoje koty. Ale znajdują czas, chęci i pieniądze, żeby jeszcze i tu zajrzeć i chcieć pomóc.
Wszystkie mamy te same problemy. Nie przysparzajmy sobie nowych, co? :>
I nie odrzucajmy swoich chęci pomocy z głupich powodów.
Z użyteczności: zaproponowałabym nowy numer konta, taki typowo koci. Bo jak pomyślę, że na rachunek bankowy Ci jeszcze przychodzą np wyliczenia z remontu czy za zakupy normalne czy za ogrodnicze, też na bank na wielką skalę... to się nie dziwię, że to nie do ogarnięcia ;]
A tam nawet jakby co przyszło nie opisane, to by było wiadomo, że na koty. I możnaby podać ten nr publicznie może...?
Może w ogóle warto znaleźć ludzi, którzy zdeklarowaliby się wpłacać niewielką kwotę miesięczną? Jak naraz człowiek słyszy o tysiącu na leczenie Promyka, to ręce opadają, ale jakby co miesiąc wpłacać po 5-20 złotych, to już zawsze jakiś środek w zapasie jest.
I może warto przemyśleć jakoś tryb rozliczania u weta? Może Pani wet wprowadzi Twój mail i po każdej wizycie po prostu Ci prześle podsumowanie?