» Czw sty 27, 2011 20:30
Re: TVN UWAGA- JAK POLACY TRAKTUJĄ ZWIERZĘTA
Ale takie coś może tylko przygnębić.Kopiuję z dzisiejszej lokalnej gazety
Niedaleko wiaduktu w Nisku, przy drodze na Rzeszów, samochód potrącił psa. Wilczur z przetrąconym kręgosłupem leżał w rowie prawie całą dobę. Zwierzę cierpiało tak długo, bo żadne służby nie chciały się nim zająć po interwencji „szarego" obywatela.
Dopiero kiedy mieszkańcy Niska zgłosili problem „Sztafecie", nasza interwencja zmobilizowała służby komunalne, by zajęły się zwierzęciem.
- O tym rannym psie w rowie powiedział mi sąsiad. Zauważył zwierzę, kiedy szedł do domu – mówi Czesława Surma. - Był przekonany, że to nasz pies. Mamy podobnego, ale nasz był na podwórku. Poszłam jednak zobaczyć tego przy drodze. Leżał w rowie na skrzyżowaniu ulicy Polnej z drogą Lubelską. To był pies bezdomny, prawdopodobnie przez kogoś wyrzucony.
Pani Czesława natychmiast zadzwoniła do magistratu w Nisku. O rannym psie powiadomiła Władysława Praconia, kierownika Referatu Rolnictwa i Ochrony Środowiska. - Na to usłyszałam odpowiedź, że powinnam zadzwonić do Rejonu Dróg Krajowych i Autostrad, bo pies leży w obrębie ich drogi – opowiada kobieta.
Zaczęła więc wydzwaniać do drogowców w Nisku. Ktoś w sekretariacie zapewnił wreszcie, że problem zgłosi przełożonym. To uspokoiło panią Czesławę, tym bardziej że po jakimś czasie zobaczyła przez okno przejeżdżający ulicą samochód drogowców.
Wieczorem poszła z ciekawości zobaczyć, czy pies został zabrany. Niestety, ranny wilczur wciąż leżał w rowie. Strach było podejść do obcego, w dodatku rannego psa. Ale pani Czesława poprosiła męża, żeby okrył czymś zwierzę. Dodatkowo gospodarz zbudował nad psem prowizoryczny daszek. W nocy bowiem padał deszcz.
Kiedy rankiem następnego dnia nikt po wilczura nie przyjechał, zdenerwowana już kobieta zawiadomiła „Sztafetę". Nasza interwencja u Powiatowego Inspektora Weterynarii w Nisku spowodowała, że kilkanaście minut później przy rannym psie pojawiły się służby komunalne oraz ekipa drogowców. Sprowadzono też lekarza weterynarii, który zbadał psa. Niestety, wilczur miał złamany kręgosłup i niewładne tylne łapy. Trzeba było go uśpić. Martwego psa drogowcy odwieźli do zakładu utylizacyjnego w Sandomierzu.
Czy jednak nie można było temu zwierzęciu oszczędzić cierpień już wcześniej? Zadaliśmy to pytanie wiceburmistrz Niska. Teresa Sułkowska przyznaje, że było to poważne uchybienie ze strony służb odpowiedzialnych za zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom. Zapewniła przy tym, że nie pozwoli, by w przyszłości dochodziło do takich incydentów. Urząd ma nawiązać stałą współpracę z lekarzami weterynarii, aby można było w każdej chwili wzywać ich do zranionego lub konającego zwierzęcia.