trzymajcie mnie, bo zaraz coś rozniosę.
przed 9 napoiłam Morrisa paroma strzykawkami wody (uwielbia strzykawki, biegnie jak tylko zobaczy, że mam w ręku)
tak jak Roman poradził, opróżniłam kuwetę, umyłam i czekam.
pół godziny - nic. biorę Morrisa, stawiam do kuwety, próbuję jakoś wymasować. co robi Morris? kładzie się do kuwety i wywala brzuszek do góry robiąc minę upośledzonego kota.
po godzinie to samo. po jakimś czasie przychodzi, zaczyna drapać w kuwecie, zamarł - zobaczył gołębia za oknem - KONIEC. przychodzi Kafka, obwąchuje kuwetę, kładzie się i zasypia
10min później ta sama sytuacja, Morris drapie, szykuje się, ale Kafka biegnie z rozpędu na niego.
myślę sobie - może jest skrępowany. przynoszę daszek od kuwety.
Morris wskakuje do środka, Kafka wskakuje na kuwetę. łapkę wsuwa w mały otworek, który jest koło uchwytu, później staje nad wejściem i próbuje łapką pacnąć Morrisa, który jest w środku. Morris kładzie się w kuwecie, głowa mu wystaje, próbuje łapą pacnąć Kafkę, która jest na górze.

10min później role się zamieniają, tym razem Kafka jest w kuwecie, Morris na górze. Kafka drapie górę od kuwety, Morris atakuje z zewnątrz.
załamuję się

godzina 11.20, myślę sobie - rety, może bez żwirku nie zrobi do tej kuwety. nasypuję odrobinę. sukces!!!! Morris przychodzi, przymierza się do załatwienia swojej potrzeby. ucieszona kładę pod nim mały talerzyk, żeby móc zebrać mocz do strzykawki. co robi Morris? co? KUPSKO!!!!!
nie zrażam się, szybko myję talerzyk, wycieram papierem, odwracam się i co?!
Morris właśnie skończył siusiać......... zakopał, wyszedł z kuwety, pomachał mi ogonem i poszedł spać.
no to pojechałam do Krakvetu na kontrolną analizę moczu.............
w tym momencie brakuje mi tu takiego obrazka, w którym walę głową o ścianę, albo walę młotkiem w głowę.