Spokojnie, większość przypadków po dłuższym leczeniu z kilkoma zmianami antybiotyku (bo badziew upierdliwie nawracał) dawała się wyleczyć (Lotka u Monia3a, Opisia u Karotki, Masza u Dulencji, Amelka u lutry, Rolex u Tululi). Natalka-Glut była skrajnym wyjątkiem, gdyż miała wyjątkowo zaawansowaną infekcję (btw, prawdopodobnie nieudolnie leczoną przez weta, do którego schronisko wozi zwierzaki - skądś musiała się wziąć lekooporność tej bakterii

), nie udało się jej pomóc, mimo długiej walki AFN-u i licznych badań oraz zabiegów.
Niemniej jednak bakteria, która tam krąży może w końcu zabić kolejnego kota

Schron dalej nie polepszył im warunków bytowych i dalej wozi zwierzaki do tego samego weta

Ja tam jestem dobrej myśli i trzymam kciuki, aby Marcelinka szybko wróciła do zdrówka

W końcu leczy ją inny wet - najlepszy w naszym mieście

Lidka, może trzeba wziąć jej wymaz z nosa?
Moha, wydaje mi się, że musisz się liczyć z tym, że ta infekcja może jeszcze nawrócić po przeprowadzce i trzeba będzie z Marceliną poganiać do weta.