Było więc wczoraj tak (przeklejam z mojego wątku):
Wczoraj zawieźliśmy Michasię do punktu przerzutowego do Koluszek. Wyjechaliśmy zaopatrzeni w kanapki, termosy z herbatą i kawą, traktując ten wyjazd jak swoistą wycieczkę. Michasia i Zocha na tylnym siedzeniu zainstalowane. Nawigacja włączona. Jedziemy. Pogoda była super, jasno, czyste ulice, mały ruch. Jechało się bardzo dobrze, tylko niestety już prawie przy Koluszkach nawigacja oszalała i kazała nam jechać w las. Zgubiliśmy się nieco, no i pani Michasi trochę na nas poczekała. Ale dotarliśmy. Michasia została przepakowana, formalności dokonane, pani okazała się 'na żywo' z tych, co to się lubi od pierwszego spojrzenia, naprawdę fajna, no i już musiały z Michasią jechać, bo miały zaraz pociąg powrotny do Warszawy.
Zocha obwąchała cały teren wokół dworca, ale siku nie zrobiła.
Ruszyliśmy z powrotem. Tym razem bez przeszkód i błądzenia. Tylko Zocha nie chciała sikać na żadnym postoju. Ona chyba tylko w naszym ogrodzie potrafi się swobodnie załatwić. Ale zadowolona była strasznie - ona uwielbia jeździć autem. No i wzbudzała u innych kierowców uśmiech, taka piękna blondina z niej przecież.
No a dziś wieści są takie, że Michasia bardzo szybko się odstresowała, leży przy swojej pańci i bardzo jest grzeczna. I wygląda ponoć na zadowoloną. A przecież o to chodzi w tym wszystkim!
