Łzę wzruszenia uroniłam.

Mam ochotę napisać podziękowanie do komendanta Straży w Swinoujściu, jak znajdę w necie namiary. Choć historia stara.
Jak palił się stary dworek, gdzie mieszkały "moje" podopieczne dziczki i zagadałam stażaków o koty, to widziałam kpinę w ich twarzach. Tam nie było ludzi, strażacy nie byli pod presją ich ratowania. Na szczeście wszystkie koty wtedy uciekły.
Trzeba być po prostu Człowiekiem, przez duże C.