Dziewczyny, ja pamiętam, jak Marcelina trafiła z transporterka w budynku na wiaty (a w transporterze przesiedziała ciurkiem przynajmniej pół roku - tyle ja pamiętam - w czasie pierwszej mojej wizyty w schronie siedziała w transporterze w tym ich pseudoszpitaliku, a był to wrzesień 2009 - w czasie ostatniej, w połowie marca 2010 r. od jakichś 3 tygodni była w wiacie). To był typowy "znikotek". Ale nie rzucała się na nikogo... Owszem zaszywała się pod kołdrą i ciężko było ją namówić na podejście do miseczki, ale za drugim razem udało mi się ją wziąć na ręce i postawić przy misce. Nie wiem, może potem zaczęła się rzucać na pracowników schroniska

, ale szczerze, to ja też bym się na nich rzucała, jakbym była kotem
Mi się zdaje, że w domu się otworzy na ludzi. Lidka_park, Marcelina to nic w porównaniu z dzikuską Kredką, a jaki z niej teraz kanapowiec
