Dzięki
Będziemy sie trzymać, bo innego wyjścia nie mamy...
Napisała do mnie pani Angelika o Dominika, ale z adopcja musimy sie na razie wstrzymać niestety, bo kotuś musi najpierw wyzdrowieć.
Pani Angelika wymaga chyba lekkiej edukacji... Ma co prawda już kotkę - od Kociej Mamy, ale pytała, czy może wypożyczyc ode mnie transporter na drogę...

Innych kwestii na razie nie poruszałam, bo Dominik jeszcze niegotowy do przeprowadzki, a nie wiem, czy Pani zechce poczekać... Pożyjemy...
Co do moich Głupoli...
Minimalne postępy są, niestety naprawdę minimalne...
W niedzielę Miki odmówiła przyjmowania posiłków...
Nie jadła nic. Kompletnie.
Miałam juz czarne wizje, ze powtórzy się sytuacja, jaką przerabialiśmy przy wzięciu Lakiego, ze Miki nic nie jadła przez 4 dni ze stresu, a próba połknięcia czegokolwiek kończyła się harczeniem i pluciem... Koszmar. Jechaliśmy z nią na sygnale do weta bo myśleliśmy, że coś jej w gardle utkwiło...
W poniedziałek szłam do pracy na 6 rano...
Niewyspana, zła i półprzytomna - założyłam butki, kurteczkę, wrzuciłam torbę na ramie i wychodze. I nagle słysze z wiklinowego koszyka ... "...błeee... błee... błee ... błeeeeeeeeeee........" w wykonaniu Miki...
Chyba jestem nienormalna, ale jeszcze nigdy w życiu nie ucieszyły mnie tak bardzo kocie rzygi
Miki zwymiotowała kłakami
