Na początku chciałabym wyjaśnić pierwszą i najważniejszą rzecz. Otóż: Słonko NIE jest pod moją opieką i to nie ja jestem za nią odpowiedzialna – możecie być pewne, że jeżeli tak by było, to kotka mieszkałaby u mnie i to ja mogłabym podejmować decyzje odnośnie jej leczenia, dalszych badań i tak dalej. Zrobiłam błąd, bo nie podałam od razu kontaktu do lecznicy i, pozornie, przejęłam czyjeś kompetencje – mam nauczkę na przyszłość, więcej tego nie zrobię.
Jeszcze odnośnie kontaktu z lecznicą: przez tydzień na forum wisiał numer telefonu do lecznicy i nikt z dr Iwoną się nie kontaktował (nieważne czy zainteresowany tymczasowaniem Małej, czy tylko informacjami na jej temat). Nie chcę być niemiła, ale powiem prosto: telefon nie gryzie, nikt też nas nie zje, jeżeli nawet nie będzie chciał udzielić jakiejś informacji. Celowo podałam kontakt bezpośrednio do lecznicy żeby usprawnić przepływ informacji, tymczasem okazuje się, że nikt nie chciał tam dzwonić z przyczyn, których zupełnie nie rozumiem.
Uprzedzałam w wątku (tak, tak w tym właśnie wątku), że na forum jestem, ostatnim czasem, bardzo rzadko i, że cierpię na chroniczny brak czasu. Są bowiem pewne sprawy, których nie chcę opisywać na powszechnym forum; są również takie sprawy, które dojście do takiego forum mocno ograniczają. I w czasie, kiedy mnie na forum nie było, a na wątku, który założyłam toczyła się specyficzna rozmowa, między innymi, na mój temat, nikt z tych najbardziej zainteresowanych nie podjął prób kontaktu
ze mną – żadnego maila, pw, smsa, telefonu (a przecież niektóre z Was miały mój numer telefonu i nie mówię tu o lubelskich dziewczynach, które znam osobiście lub nieco lepiej z forum). Moje nieodpisywanie i brak reakcji przez ten czas nie były wynikiem mojej ignorancji, ale po prostu barku wiedzy o tym, co dzieje się na wątku. Dzięki Andzie się dowiedziałam i dziękuję za to, bo inaczej dalej trwałabym w przekonaniu, ze brak bezpośredniego kontaktu ze mną lub panią doktor oznacza zastój w sprawie.
Mimo, że nie chcę wywoływać nowych dyskusji, czuję się w obowiązku odnieść do jeszcze jednej sprawy. Czytam takie perełki, jak: „kibluje w lecznicy”, „z lecznicy wydostać”, „negocjować z tą lecznicą” i tym podobne nacechowane, co tu ukrywać, negatywnie i szczerze się dziwię: dlaczego trwacie w przekonaniu, ze Słonko siedzi w zimne, brudnej, ciemnej klatce; że ktoś łaskawie wrzuci jej garść żarcia przez kraty; i w końcu, że w lecznicy pracują potwory, z którymi trzeba negocjować (co więcej musi z nimi negocjować, ktoś z regionu!). Ludzie! proszę - bądźmy poważni.
Po tym przydługim wstępie chciałabym przejść do spraw około kocich.
Pixia, piszesz:
A mnie również czas goni, bo za chwilę będę musiała iść do pracy a taki kot wymaga dwóch wizyt w gabinecie dziennie.
Tym bardziej sądzę, że powinnaś zadzwonić do gabinetu i porozmawiać z panią doktor, bo ja pierwszy raz o „dwóch wizytach dziennie” w lecznicy słyszę – to znaczy chcę powiedzieć, że nie wiem o co chodzi: czy o zastrzyki, czy o jakieś zabiegi, a myślę, że Iwona chciałaby chociaż poznać Twoją wizję leczenia Małej – i mówię to całkiem poważnie, bez żadnych podtekstów czy z chęci dogryzienia Ci.
Dalej piszesz:
Rehabilitacja to również czas poświęcony, którego mi zabraknie gdy pójdę do pracy.
Niestety zgłaszając się na dt dla małej nie wiedziałam, że życie tak mi się ułoży.
Odpowiem na to tak: nie poddawaj się presji forum – chcę przez to powiedzieć, że jeżeli sądzisz, że w bliższym bądź odleglejszym czasie nie będziesz mogła pogodzić dwóch obowiązków (to jest pracy i opieki nad niepełnosprawnym kotem), to przemyśl tę decyzję jeszcze raz. Mówiłam to od początku wszystkim zainteresowanym losem Słonko, bo
po prostu trzeba o tym pamiętać. Forumowa euforia wydaje się być super i pod jej wpływem rzeczywiście wydaje się, że poświęcenie jednej nocy i przewiezienie kota przez cały kraj wydaje się całkiem łatwe, ale ja czytając coś takiego mam świadomość, że PKP kursuje ostatnio jak chce; że chodzę do pracy; że, jak już pisałam wcześniej, mam bardzo mało czasu; że w rzeczywistości cała podróż zajęłaby dwa dni z kawałkiem.
Pytam o transport cały czas, nie jestem bierna. Studenci teraz raczej wracają z domów na uczelnię, na sesję. Wiem, ze rodzice dr Iwony mają jechać do Konina, nie wiem tylko dokładnie kiedy, ale mam nadzieję, że dowiem się wystarczająco wcześnie, żeby o tym uprzedzić i żeby mieć czas na znalezienie transportu dalej do Szczecina. Bierzemy (tzn. ja i dr) też pod uwagę znajomą studentkę A., która mieszka w Poznaniu i dosyć często (jak na studentkę

) odwiedza rodzinę.
Teraz sprawa najważniejsza – Słonko. Mała zadziwia nas coraz bardziej. Po tym jak nabrała sił, zaczęła posługiwać się jedną niewładną z początku nóżką. Noga oczywiście nie jest zupełnie sprawna: kota podkurcza „palce” – to zdaje się jest naturalny skurcz nieużywanych ścięgien, więc chodząc lub podpierając się nie staje na poduszkach łap, ale na kostkach kocich palców. Niestety stan drugiej łapy się pogorszył – stawy zaczęły się prostować i wykrzywiać, dlatego teraz łapa jest usztywniona, ale ta, zdawałoby się, niedogodność nie przeszkadza Słonko – „Mała zapierdziela, jak mały samochodzik” – jak to miałam okazję przedstawić jednej z forumowiczek rozmawiając z nią przez telefon
Słonko była odrobaczana i zniosła je dobrze, jutro chyba będzie miała podaną ostatnią już dawkę (Anda, czy to nie będzie kolidowało z Hypericum?)
Wielkiej liczby informacji nie mam, bo dzisiaj odbierając kota po kastracji nie miałam wiele czasu żeby czekać aż kolejka innych pacjentów się skurczy, miejmy nadzieję, że jutro choroby odpuszczą i znajdzie się chwila żeby porozmawiać.
To by było na tyle, od razu uprzedzam, że w weekend mogę nie mieć odstępu do Internetu.