mio pisze:negatywnie nastawiona do kotow?
skad ten pomysl?
po prostu uwazam ze branie drugiego kota jest dobre dla pierwszego kota, ale niekoniecznie dla domu. to wszystko
Na Twoim przykładzie faktycznie niekoniecznie, ale jak przestudiuje się wiele wątków - nie tylko na tym forum - na temat dokocenia, to jednak przeważa sytuacja, gdy korzyści są i dla dotychczasowego kociego rezydenta i dla reszty - włącznie z dwunożnymi - domowników.
U mnie np. pojawienie się małej kotki wpłynęło na 13-to miesięcznego dzikuna Pucka z podobnym, jak Trampek charakterkiem bardzo pozytywnie (choć przez kilka pierwszych dni wyglądało dramatycznie - Pucek bał się małej koteczki - warczał, syczał na nią i na mnie, momentami wręcz wył ze złości - po czym któregoś ranka po prostu mu przeszło i zaczął się z nią bawić).
Nie będę się jednak rozpisywać o korzyściach dokacania - skoro Meruee napisała, że na wzięcie drugiego kota nie ma szans.
W pierwszym poście napisałaś Meruee, że ktoś radził Ci użycie wody z cytryną - w której magiczną moc powątpiewasz. A ja na ten specyfik powiem tak - jeśli nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi (no może ewentualnie trochę rozjaśnić np. mebelek tapicerowany

). U mnie np. taki specyfik uratował kwiaty doniczkowe przed niechybną śmiercią (jednego Pucek zdążył wykończyć, zanim użyłam wody z cytryną). Dzięki temu specyfikowi uratowałam też bombki choinkowe i generalnie całą choinkę, na którą malutki Pucek usiłował wchodzić. Spryskiwanie wodą z wyciśniętym sokiem z cytryny pomagało co prawda na krótko - ale było skuteczne, w przeciwieństwie do kocich odstraszaczy ze sklepu, których zapach w ogóle Puckowi nie przeszkadzał.
Poza tym - póki mały nie wyrośnie z okresu szaleństwa (gdy będzie starszy może choć trochę się uspokoi) - może zamykaj go np. na noc, lub gdy nikogo nie ma w jednym pomieszczeniu (w którym jest mniej szans na demolkę) z kuwetą, miseczkami, zabawkami i drapakami. A gdy jesteś - tak jak dotąd - poświęcaj mu wiele czasu na zabawę. I skoro nie ma innego kota do nauki użycia zabawek, czy drapaków (u mnie właśnie w tej chwili taką role spełnia mała kotka - przedtem Pucek w ogóle nie interesował się zabawkami, korzystał tylko z drążka drapaka sizalowego, a np. do kociego tunelu nadal za żadne skarby nie wejdzie - nawet za koteczką) to próbuj chwilami poudawać kota i dać mu dobry przykład

, czyli instrukcję obsługi kocich zabawek.
Natomiast osobiście jestem sceptyczna jeśli chodzi o zastosowanie kocimiętki - wcale nie musi działać. Pucek np. nie interesuje się kocimiętką w ogóle - jej zapach nie robi na nim żadnego wrażenia. I akurat mojemu dzikunkowi (piszę tak o nim, bo pomimo 10 miesięcy spędzonych u nas jest nadal dzikuskiem, dwunożnych gości obserwuje jedynie z daleka, co i tak jest dużym sukcesem, bo jeszcze 3 miesiące temu na widok każdego ludzia chował się do mysiej dziury - a konkretnie najchętniej do stołu bilardowego

) w żaden sposób charakterku nie zmieniła kastracja - minęło od zabiegu już pół roku, a on nie stracił nic ze swojej łobuzersko - łownej energii. W wakacje wyładowywał ją biegając po ogrodzie i znosząc do domu średnio 2-3 myszy lub nornice w tygodniu. Jednak odkąd - po przeczytaniu smutnych historii na temat kotów wychodzących postanowiłam zrobić jednak z Pucka kota niewychodzącego mam znów w domu drobny sajgon

. Sytuację - fakt - ratuje koteczka, ale i tak poza łobuzerskimi wybrykami, mam kilka razy dziennie parominutowe koncerty urządzane przez Pucka pod drzwiami, gdy próbuje wymusić na mnie wypuszczenie na dwór. Dodatkowo "zyskałam" nocne rajdy kotów, generalnie bardzo urocze - poza tymi momentami (średnio raz w nocy), gdy Puckowi nie wystarcza reszta domu i otwiera drzwi naszej sypialni

(a otwierania nauczył się po kilku dniach pobytu u nas - przez co metoda zamykania go w jednym pomieszczeniu nie miała u nas szans realizacji).
Możesz też spróbować - gdy już naprawdę będziesz bliska przerobienia Trampka na torebkę

- np. użyć dyfuzor Feliway (nie ma gwarancji, że zadziała, ale niektóre koty faktycznie się przy nim uspokajają - tyle, że jest dość drogi, urządzenie z wkładem na ok. miesiąc to wydatek ok. 100zł. - sam wkład ok. 60zł.).
Możesz też spróbować z kroplami Bacha - na forum są dyskusje na ten temat - poszukaj, poczytaj, może to coś dla małego.
Paulina777, od której masz rudzielca, a ja Amelkę

- na PW wspominała mi także o paście Kalm Aid, gdy z lekka panikowałam z powodu agresji Pucka po pojawieniu się Melki. Problem u mnie zniknął sam, więc nie zagłębiałam się w temat - i nie przeczytałam wątku, w którym jest info na temat tej pasty:
-
viewtopic.php?t=90908 (w tej chwili zerknęłam na kilka postów w tym wątku i jest tam m.in. zdanie "KalmAid jest badzo łagodnym i niegroźnym środkiem uspokajającym. Kot nie jest ospały, czy oszołomiony, jest po prostu mniej pobudzony.". Może więc warto poczytać coś więcej na ten temat, jeśli rzeczywiście nie dajesz już sobie rady z małym.)
Możesz też oczywiście skorzystać z porady behawiorysty - na pewno jacyś sprawdzeni są na Twoim terenie.
Trafiłam na Twój temat z linku, który podajesz w temacie o maluchach z umieralni czekających na swoje domy u dziewczyn w Kocińcu. Myślę, że w tej chwili ani Sinea, ani Paulina nie znajdą chwili, żeby przeczytać Twój temat - właśnie usiłują uratować życie (razem z innymi użytkowniczkami forum) maleńkim, chorym na PP kociakom uratowanym bodajże przedwczoraj z Palucha.
Z tego, co się zorientowałam Paulina nawet ostatnią noc spędziła nie w swoim kocińcu, ale w mieszkaniu, które tymczasowo znalazło się dla maluchów (nadal natomiast nie znalazły się wystarczające fundusze na leczenie maleństw - więc dziewczyny poszukują pomocy wszędzie, gdzie się da, i gdzie się nie da także). A dawna "rodzina" piwniczna Twojego kociaka wzięła czynny udział w ratowaniu malcom życia - kociaki miały transfuzje krwi od Kocińcowych ozdrowieńców.
P.S. jak to dobrze, że Trampek trafił do Ciebie, a nie do tej Pani, która chciała z niego zrobić kociego terapeutę dla niepełnosprawnego dziecka. Trzymam kciuki za Twoje pokłady cierpliwości dla malca

.