U nas mimo dość długiego czasu nic się nie zmieniło w kwestii noszenia szmatek, misiów no i skarpet (doszło do tego, że skubana nauczyła sie wchodzić na suszarkę do prania i ściąga je z niej i nosi) i miałuczusi tak żałośnie że aż serce mi się kraja. Zazwyczaj w nocy kiedy jest cisza i może spokojnie buszować. Rano kupka za drzwiami jest spora, powyciąga wszystko co tylko dostanie iw jedno miejsce układa.
Zastanawiam się nad tym, czy rzeczywiście jej oseska nie sprawić. Myślicie, że podoła, że zacznie karmić? Och, sama nie wiem, mąż nie jest przekonany, twierdzi, że to "bujdy na resorach" (jak to złomek powiadał), bo ma i towarzystwo kocie, ma ruch, ostatnio nawet "konie" znów uwielbia robić z młodym i inne figle płata...
Czy ona się męczy tak matkując tym rzeczom? Nie zachoruje z tego, prawda?