Przed Bożym Narodzeniem rozmawiałam ze znajomą, która tam pracuje (jest emerytowana lekarką, ma po kilka dyżurów w miesiącu). Okazało się, że po jakimś czasie kot wrócił do miejsca, gdzie go wyrzucono. Cały czas jest karmiony, ma też budkę ocieplaną styropianem i wyłożoną polarem. Daje się głaskać, przybiega do znajomej gdy ta podchodzi z jedzeniem. Ale marnieje w oczach, ma coraz brzydsze futerko, jest zagubiony, nie radzi sobie z bezdomnością :rozpacza: To przecież kot domowy. Jest cały czarny i raczej młody (tak się wydaje znajomej), nie znamy jego płci.
Na święta szpital został zamknięty, znajomej nie udało się wejść na jego teren, jedzenie dla kota i psa (bo jest tam też pies-przybłęda) zostawiła przy bramie. Ustaliłyśmy, że jeśli kot nie zamarznie i da się złapać to ona weźmie go do siebie do łazienki (w domu ma 5 kotów a na podwórku 3 kaukazy uratowane ze schroniska w Chrcynnem) na kilka dni. Musimy znaleźć mu dom, to dla niego jedyny ratunek...
Na razie kota nie udało się zabrać
