Śnieżynka ma się lepiej, mogę ją już spokojnie głaskać. Nie chce być juz zamknięta, więc otworzyłam drzwi i powoli zwiedza mieszkanie. Boję sie jednak o moje rezydentki, bo troche na nią fukają. Ale jest ciekawa nowego otoczenia. Wskoczyła do wanny ,gdzie mam miskę z wodą i sama zaczęła pić. Jak już pisałam to łysienie tylnej częsi ciała, nasady ogona i łapek to pewnie wynik stresu

Też ostatnio miałam ciężkie dni
Moje stadko domowych kotów ciągle się powiększa a to przez to , że takie biedulinki jakoś ,,wpadaja mi " pod nogi. We wrześniu 2prawie slepie malutkie koteczki próbowaliśmy ratowac. Błąkały się pod blokiem, gdzie dokarmiamy te wolnożyjące. Pewnie matka je porzuciła. Jedna odeszła a druga żyję, choć jedno oczko ma przyrosnietą powiekę. Jest nieawowitym kociakem. Nazywa sie Nuka. Muszę to opisać, moze ktos przeczyta. Miesiąc przed pojawieniem sie Nuki, moja Gumisia( znaleziona poprzedniej jesieni przy śmietniku) była steryliziwana. Miała taki silny instynkt macierzyński, że przjeła Nusię jak swoje dziecko. Opiekowała sie nia jak najtroskliwsza matka na świecie. ŁZY SZCZĘŚCIA CISNĘŁY SIE DO OCZU, kiedy na nie patrzyłam. I do czego zmierzam z tym stresem? Chodzi o to ,że w poniedziałek złapaliśmy prawdopodobnie matke Nuki, piękna szylkretkę na sterylizację. To było straszne, jak próbowała wydostać się z klatki, lekarka miała problemy z uśpeniem,śerce mi pękało, ale nie ma innej drogi. Jak patrzę na te chore przemarznięte maleństwa osiedlowe czasami nie daje rady. Szylkretka powoli dochodzi do siebie, jest w dużej klatce w piwnicy. Do zabiegu są jeszcze 4. Nie wiem , jak to przetrzymam

Sorry,że tak sie rozpisałam.