
Link do ogłoszenia:http://zaginione.adopcje.org/zaginiony-2362-Kota.html
Ja wiem, że już praktycznie nie ma szans, wiem, że to beznadziejne, wszystko wiem, ale to Kota, mój pierwszy kot.
Zaginęła około kwietnia/marca 2010 roku w Szczecinie, okolice ulicy Duńskiej, Krasińskiego, Zakole, może się przemieszczać i aktualnie być dosłownie wszędzie. Jej opiekunowie liczyli że wróci.
Jest to średniej wielkości czarno-biała kotka, z białym wąsikiem, brzuszkiem i z białymi skarpetkami. Ma krótkie łapki, jest lekko otłuszczona, ze zwisającym brzuszkiem. Żółte oczy z charakterystycznymi brązowymi plamkami. Ma uciętą końcówkę lewego ucha, oraz źle zrośnięty palec w tylnej łapce. Nie ma jednego kła.
Kota na zewnątrz jest nieufna, ciężko ją złapać lub pogłaskać, w domu to wielki pieszczoch. Może próbować schronić się w piwnicach.
To starszy kot, ma około 11 lat, ja znam ją od 9.
Ja wiem, że to tylko jeden kot z tysięcy. Wiem, że wygląda jak wiele innych. Ale to Kota pokazała mi, że koty "som fajne" i że warto dla nich użerać się z sąsiadami o kociarnie, o psy puszczane luzem, że warto ratować. Gdyby nie Kota, nie uratowałabym kolejnych kilkudziesięciu, bo dalej żyłabym w przeświadczeniu, że koty jakoś sobie dają radę.
A ja ją zawiodłam, zostawiając pod czyjąś opieką. Brakuje mi epitetów na siebie.
Błagam pomóżcie, podobno cuda się zdarzają.