bioenergoterapia moim zdaniem jest bardziej szkodliwa. Tzn.moze wyrzadzic wiecej szkody niz np.tarot. Mam przyklad na mojej S.P.cioci... na cos tam sie leczyla u jednego ze znanych bioenergoterapeutow, a nic lepiej sie nie czula, tylko po jakims czasie nastapilo tak gwaltowne zalamanie zdrowia....

Wierze, ze oni moga (nie wiem czy swiadomie, celowo czy tez nie) pobudzic uspione choroby, na skutek czego czlowiek zapada na nie znacznie szybciej niz by to moglo nastapic bez interwencji tych-nie wiem jak ich nazwac...
Wierze tez, ze w przypadku pobudzenia tych ukrytych chorob przebiegaja one znacznie gwaltowniej i znacznie agresywniej niz zapewne nastapiloby to bez tejze interwencji. Moja S.P.ciocia tak miala... Wierze, jestem przekonana, ze on pobudzil u niej ukryta, moze dopiero rozwijajaca sie chorobe w efekcie ktorej ciocia zmarla jakis czas pozniej...

Gdyby nie to, moze zylaby ona choc pare lat dluzej, moze zdazylaby sie choc troche nacieszyc wnukami, ktorych kochala bez granic... a tak... wnuki pewnie jej nie pamietaja, starszy mial chyba ze 3 lata jak ciocia zmarla, a mlodszy pare miesiecy...

Inny przyklad: jedna kobieta z rodziny mojej znajomej bardzo pragnela miec dziecko. Starali sie z mezem bardzo intensywnie, probowali wiele lat, nawet posuneli sie do in-vitro. Bez skutecznie. Co dziwne, medycznych przeciwskazan nie bylo
ZADNYCH z obu stron! Lekarze nie wykryli u zadnego z nich zadnych przeszkod do posiadania potomstwa, zadnej bezplodnosci, nic z tych rzeczy! Bezradnie rozkadali rece tylko, bo nie wiedzieli jak tej parze pomoc, skoro niby wszystko jest ok... Mijaly lata... Ta kobieta byla nawet u wrozki chyba ze 2 razy. Za kazdym razem wrozki mowily (u 2 innych byla), ze albo juz jest w ciazy (poczatkowe dni, tygodnie), albo stanie sie to na dniach, tak najpozniej do miesiaca czasu. Byla nawet u kilku bioterapeutow. Wszyscy stwierdzili, ze nie widza zadnych "blokad", ze wszystko jest ok.

Ale oni nadal bezpotomni byli! Zrezygnowali w koncu ze starania sie o dziecko chyba po 10 latach prob, w miedzy czasie adoptowali chyba 3 dzieci z domu dziecka, choc nawet po tych adopcjach nie zrezygnowali ze starania sie o wlasna dzidzie. Nie, nie bylo to zbyt takie "parcie na szklo", ktos pomysli: "za wszelka cene chcieli tego dziecka, a jak sie za bardzo czegos chce, to to nie wychodzi nam". Nic z tych rzeczy! Sa juz chyba 15 lat malzenstwem i nadal nie udalo im sie zajsc, choc nikt dotad nie zna tego przyczyny. Mieli rozne badania psychologiczne, tu tez wszystko w normie stwierdzono, wiec gdzie tkwi przyczyna? Jak widac w tym przypadku nawet te "cuda wianki" wyprawiane przez bioterapeutow itp nic nie wskoraly...
