To ja powiem tak
"Moja" Pola - sprytnie wyadoptowana do mojej mamy - straciła przed przeprowadzką wszystkie zęby. O pardon, jeden trzonowiec jej się ostał (zbyt dużo by było dłutowania w szczęsce na raz) do usunięcia w przyszłości, bo żadnych funkcji nie spełnia.
Problemów - zero, wet - zero, przynajmniej na zęby

Bardzo oszczędna opcja, można odpuścić Orozyme i insze wynalazki, które tanie nie są
Stany zapalne pyska minęły jak ręką odjął, ślini się trochę, ale znacznie mniej niż przed zabiegiem.
Karmienie - każda mokra karma, jeśli typu pasztet czy w galarecie, to podziabana z lekka widelcem (i tak dziabię wszystkim, bo wody dolewam). Sucha - każda, o czym się przekonałam, jak mi się chrupki-snaki dentystyczne rozsypały
Mięcho - każde i wcale niekoniecznie mielone. Wystarczy pokrojone w odpowiednio małe kawałki i to wcale nie aż takie maciupkie - kostka o boku ok. 1 cm (przypuszczam, że i z większym by dała radę, ale nie sprawdzałyśmy).
Dużo większe problemy miała z jedzeniem, póki miała zęby i wieczny stan zapalny w pysku. Jak ją zgarnęłam, to kot w zasadzie zdychał z głodu przed pełną michą - wtedy rzeczywiście wyłącznie papki, zero suchego, a na zapach mięsa wiała, gdzie pieprz rośnie (mielonego widać nie znała).
Podsumowując - opieka nad kotem bezzębnym jest o wiele prostsza i tańsza, niż opieka nad kotem ze słabymi zębami
No i nie pogryzie niczego
Jedyny minus - to z lekka głupawy wyraz pyska, bo jednak policzki i wargi są ciut zapadnięte, a języczek wypada... ale to w sumie bardzo rozbrajający wyraz pyszczka jest
