Ciężko mi pisać, bo jeszcze się z ta sytuacją nie uporałam. W sama Wigilię odeszła malutka tri [*]. W czwartek poczuła się gorzej, miała problemy z oddychaniem... Trafiła do szpitalika całodobowej lecznicy. Niestety nie udało się jej odratować. Sekcja wykazała, że cierpiała na zapalenie płuc. I nie była to sprawa dwóch-trzech dni, więc raczej nie było to zapalenie zachłystowe. Tego oczywiście nie dowiemy się nigdy, ale gdyby zbieraczka wydała ją od razu, to może...
W Wigilię miałam dzwonić o 15.00. Nie wytrzymałam, pojechałam. Dzięki temu mogłam się pożegnać. Nie odchodziła sama. Była w kontenerku w pokoju socjalnym, gdzie prawie cały czas był przy niej wet. Na poduszce elektrycznej, pod ciepłym kocykiem.
Co gorsza mój Frodzik bardzo źle się czuje. Nie przypuszczam, aby się zaraził od małej, bo naprawdę bardzo uważałam. Dziś po południu jedziemy na rtg płuc. Jest na silnych antybiotykach. Oby tylko jemu coś się nie stało, bo ja tego nie przeżyję chyba
Dwa "braciszki" (nawiasem mówiąc na moje oko jeden ma ok. 8 tygodni, a drugi 6) czują się doskonale. Rosną, jedza jak smoczki, dokazują. Choć tyle dobrego... Później wrzucę zdjęcia.