Ufff, wróciliśmy od weta.
jakiś upiorny dzień mialam dzisiaj - młyn w pracy, nie wszystko wychodzi tak jak powinno, nieprzygotowana jestem do świąt i jeszcze przymarzla mi ta cholerna brama wjazdowa do domu, szlag
Jak wreszcie udało mi się wleźć do domu, zabrałam czarnego biedaka w kontener i wio do weta. Przezył to bardzo, nigdy wczesniej nikt go tak nie potraktował. W końcu to wolny kot, a nie jakis tam domowy pluszak.
Łapa dalej obolała ale nie złamana, kosci całe (był RTG). I w dodatku jest mocno przeziebiony, ma goraczke i świszcze mu w płucach. Antybiotyk of course. No i wyglada na to, ze musi pomieszkac u mnie dlużej. Umówilam sie, że najpierw leczymy, co trzeba a potem bierzemy się za dalsze badania i kastrację. Wetka oceniła czarnego na ok. 3 lata po stanie zębow.
Na razie będzie odizolowany, żeby domownicy nie podłapali jakiegos paskudztwa - to w końcu domowe wydelikacone pieszczochy.
Czarny jest bardzo spokojny, mimo ze bal sie weta, mruczal w trakcie badań i wcale nie chowa do mnie urazy za takie niecne potraktowanie, ale jutro znowu mu to zrobię

.
Kto chce fajnego kocura? Sponsoruję leczenie, wszystkie badania i szczepienia, no i kastrację? Jedyny feler to oczko z lekko zachodząca trzecią powieka - pozostałośc po kk z kociństwa. (to był ponury żart - kto weźmie "starego", zwyklego czarnucha nienachalnej urody...)