Jedynym ich schronieniem był rozmokły karton, brudna taca na jedzenie.
Obecnie mają postawione budki i osłoniete miejsce na jedzenie.
Kocięta wyrosły na duże prawie koty. Niektóre dają się głaskać, inne są nieufne.
I jest on. Kociak ewidentnie chory. Coś ma na grzbiecie.
Dziś miałam trochę czasu więc pojechałam zobaczyć co z kociakiem.
Sierść na całym grzbiecie jest rzadsza, a w kilku miejscach zupełnie łysa.
W tych miejscach widać jakby krwawe wybroczyny. Tak naprawdę nie wiem co to jest.
Może to choroba skóry i kot drapie się aż do krwi, może to jakieś oparzenie.
Kot ma też koci katar, brzydkie oczy, cały jakiś skulony. Nie chciał jeść.
Podchodził do mnie, patrzył tymi oczyskami jakby mówił, zabierz mnie stąd, dłużej nie dam rady.
Postaram się o klatkę łapkę i zabiorę do weta. Jemu jednak potrzebny dom choćby tymczasowy.
Co to za leczenie, skoro prawie goły kot przebywa na mrozie. Może ktoś znajdzie kącik dla niego.
On prosi o pomoc, tam nie da rady.





Inne kociaki są zdrowe. Mają puszystą, gęstą sierść.

