Makariusz już w swoim nowym domu....
Zawieźliśmy go dzisiaj do jego nowej Pani - dostał w "wyprawce" suchą i mokrą karmę, pachnącą nim kuwetę ze żwirkiem, zabawki - w tym swoje ukochane czarne sznurowadło...
Bardzo denerwował się w czasie próby zapakowania go do transportera - po raz pierwszy tak walczył, że musieliśmy kombinować w trójkę, jak go tam umieścić... - jakby coś przeczuwał...
Na miejscu wyszedł z transportera i zaczął zwiedzać otoczenie - mieszkanie jest malutkie, więc nie powinien czuć się tam zagubiony. Posiedzieliśmy z nim godzinkę - nie chciał w tym czasie jeść, zajęty być poznawaniem terenu. Ale podobno po naszym wyjściu wszedł za wersalkę....

- strasznie się martwię, że powtórzy schemat stresu z poprzedniej przeprowadzki. Pani wyciąga go zza wersalki, głaszcze, nosi na rękach, ale on wypuszczony chowa się tam ponownie. Tak jak u nas przez pierwsze trzy tygodnie - dał się wyjąć spod Julki łóżka i zrobić wszystko ze sobą, ale "uwolniony" natychmiast czmychał ponownie pod łóżko...
Strasznie się o niego martwię... - nie mogę przestać o nim myśleć. Jaki stres znowu on musi przeżywać

- pewnie czuje się przez nas zdradzony i opuszczony ponownie....
Tym razem nie dam mu tak się wycofać - poczekam 2-3 dni i jeśli nie zacznie funkcjonować w miarę normalnie, tzn. przede wszystkim jeść, pić i załatwiać się (czyli przynajmniej po to wychodzić zza wersalki z własnej woli) to chyba jednak zabiorę go z powrotem do nas. Serce mi krwawi.... - on jest jednak zbyt wrażliwy na zmiany...
Dzisiaj do nowego domu pojechał także Leon z mojego drugiego wątku (
viewtopic.php?f=13&t=119660&view=unread#unread) - to kot, który 14 lat spędził tylko i wyłącznie z jedną Panią, do tego z charakteru podobno nieufny i niechętny obcym - a od razu w nowym miejscu zachowuje się bardziej normalnie niż Makariusz.... Jednak są koty, które zmian po prostu nie są w stanie przeżyć.....
