Muszę tu w pracy zgrać kilka watków - wziąć urlop, albo umówić się ze wyskoczę z kotem, zgarnąć p. Bogdana (kierowcę), bo jestem bezsamochodowa, a wcześniej umówić wizytę - jak to zgram - dam znać
Same rozumiecie, że to partyzantka jest trochę - każdy kto wchodzi i widzi kota, pyta "a dyrektor was nie wyrzuci?"
No nie wiem, pewnie wyrzuci, ale raczej mnie niz kota.
Tzn. kota do KOTłowni, a mnie na bruk
Eee, przesadzam, oczywiscie.
Tu racja - kicia odżyła, więc zaczyna odczuwać dolegliwosci, których wcześniej odczuwać nie miała siły.
Oba biodra ja bolą - żadnego nie można dotknąć.
Zastanawiam się, jak ona się da zbadac lekarzowi, skoro mnie kąsa, równocześnie mrucząc i podstawiając się do głaskania.
Jak była na tej pierwszej "zapoznawczej" wizycie, to wet ja określił jako kota dzikiego, bo go obsyczała i podrapała (ugryźć się nie dał).
składałm to na karb wystraszenia i tego niecnego procederu jakim jest wtykanie termometra do pupy, ale moze on ja przy badaniu uraził w te tylnie łapki-biodra
Na rankę wetka zaleciła jodynę (
pisałam może? skleroza jest gorsza od wścieklizny)Generalnie od rana utyskuję, a chciałam napisać kilka wesołych rzeczy - to może w następnym poście - jak się trochę odkopie z roboty