O mój Boże ://// Co za okropna historia

Właśnie dlatego nie lubię wchodzić na takie fora. Serce się kraje i człowiek nie potrafi w nocy zasnąć.

Mam nadzieję, że tego, który skrzywdził Twojego kotka dosięgnęły już ręce sprawiedliwości.
I mam nadzieję, że ręce te były silne i nie znały litości. Nie będę pisać o czym w tej chwili myślę i jakich słów w tych myślach używam.
Nasz przypadek był chyba dużo (o ile można to w ogóle oceniać w takich kategoriach) lepszy. Skierka zamieszkała u nas kiedy jej fizyczna rana była już zagojona. Była, co oczywiste strasznie zabiedzona, wychudzona i w głębokiej depresji, ale nie było aż takich problemów z karmieniem (szybko wypracowała metodę podrzucania jedzenia i łapania go do otwartego pyszczka). Były problemy z tym, że kotek zachowywał się tak, jakby było mu już wszystko jedno. Siedziała tam gdzie się ją położyło, miała cały czas opuszczoną głowę i patrzyła martwo w ziemię, nie nawiązywała żadnego kontaktu z otoczeniem. Na początku bałam się, że umrze nam z rozpaczy. Od pierwszej nocy spała ze mną w łóżku i pamiętam jak budziłam się w nocy i sprawdzałam ręką, czy jeszcze żyje

(( Pamiętam też, że przez kilka dni była chora i nie chciała jeść. Wtedy całkiem przestała się ruszać, nawet do kuwety musiała być zanoszona, bo wszystkie jej próby podniesienia się kończyły się upadkiem. Oczywiście przez cały ten czas była pod opieką weterynarza, dostawała antybiotyki ale jej stan był wtedy naprawdę paskudny i bałam się, że kotek jest już tak wychudzony, iż kolejne dni bez jedzenia będą dla niego wyrokiem śmierci. Karmiłam ją więc wtedy na siłę, wsuwając jej co kilka godzin pokarm do pyszczka palcem. Oczywiście pogryzła mnie jak diabli

Ale udało mi się w ciągu całego dnia wmusić w nią jedną saszetkę jakiegoś odżywczego pokarmu dla rekonwalescentów, który jeszcze uprzednio rozgniatałam widelcem. Wodę podawałam łyżeczką. Jest to sposób ryzykowny (tak samo zresztą jak i strzykawka) i trzeba bardzo uważać, żeby zwierzątko się nie zadławiło. Potem, jak udało nam się już jakoś przeżyć tę pierwszą infekcję, a kotka dalej była tak samo "wycofana" zaczęłam myśleć, że po prostu już na zawsze będzie taka "wyjątkowa" (ma w końcu do tego prawo) ale czas uleczył rany.
Po kilku miesiącach zaczęła się otwierać. Najpierw zabawy z pluszakami na sznurku, nieśmiałe podnoszenie główki, potem pierwsze skoki (Skierka nie potrafiła skakać jak do nas przyszła, była tzw. kotem "ziemnym"

, po pobiciu ma uszkodzony kręgosłup i do dzisiaj nie potrafi podnieść do góry ogonka), itd. Teraz skacze już przez całą długość pokoju, o niebo lepiej niż jej zdrowa siostrzyczka. Nie da się jej już odróżnić od zdrowego kota (chociaż niedowidzi, niedosłyszy i często za rzuconą zabawką biegnie w przeciwną stronę

)) Jest brawurowo odważna, uwielbia absolutnie wszystkich ludzi, wskakuje obcym na kolana i domaga się pieszczot (a trzeba dodać że wyrosła na ogromnego, puchachatego misiaka). Mruczy tak strasznie głośno, że czasami ciężko mi przez to zasnąć. Jest kotem niezwykle towarzyskim, nie znosi siedzieć w domu sama, zawsze jest w tym pokoju w którym przebywa reszta domowników.
Udało jej się. Ale też trzeba przyznać, że to bardzo silna bestia. Nic jej nie złamie. Nawet sterylizację zniosła tak jakby w ogóle jej nie zauważyła. Następnego dnia zachowywała jak gdyby nigdy nic. Ufa ludziom bezgraniczne, pozwala na wszystkie zabiegi, tak jakby wiedziała, że to wszystko dla jej dobra. Kąpiele w umywalce, obcinanie paznokci, wyczesywanie skołtunionej sierści i "ugniatanie" kiedy tylko któryś z domowników zapragnie pougniatać sobie kota- wszystko to przyjmuje ze stoickim spokojem.
Przepraszam drogie forumowiczki, że nie piszę za często, ale naprawdę nie lubię :)
Skierka żyje, "hoduje się" wyśmienicie. Właśnie próbuje usiąść mi na klawiaturze laptopa i skasować tego całego posta swoją puchatą pupą. Jest zdrowa.
Widziałam, że coś tam kiedyś było pisane o naszych paniach weterynarz... A więc złego słowa nie pozwolę na Nie powiedzieć!

Są świetnymi specjalistkami, kociarami i nie wiem co bym bez nich zrobiła. Wszystkie ich decyzje są trafne.
Hmmm zastanawiam się o czym by tu jeszcze napisać, skoro już piszę... Dalej borykamy się z problemami skórnymi. Raz są, raz ich nie ma, raz mocniej, kiedy indziej słabiej. Taki chyba urok kotki bez języczka. Zmiany zwykle pokazują się w okolicach brzuszka albo pupy, Skierka wyskubuje sobie w tych miejscach sierść, reszta włosów sama wypada i robią się łyse placki pokryte malutkimi czarnymi kropeczkami (jak zaskórniaki troszkę to wygląda, da się je zmyć po lekkim potarciu gąbką) i delikatnym łupieżem. Próbowaliśmy już wszystkiego i nic nie działa na dłuższą metę. Szczepionka, kremy, okłady, tablety. Najlepiej chyba pomagają nam kąpiele w Hexodermie. Zmiany utrzymują się średnio przez tydzień/dwa a potem jakiś miesiąc/1,5 spokoju i to samo. Już nawet nie chodzimy z tym do lekarza, tylko radzimy sobie same. Teraz akurat jest spokój (psss żeby nie zapeszyć).
Co do pytań o
pielęgnację skóry to:
- kąpiemy Skierkę raz w miesiącu _ZAWSZE
- czeszemy od czasu do czasu (kusi mnie żeby skłamać że codziennie, ale po co?

)
- regularnie obcinam jej pazury, głównie z powodu, że nie potrafi ich chować i sama może sobie zrobić krzywdę, bo jak są długie to kot ciągle się gdzieś zaczepia, ale też i dlatego, że jej ulubioną zabawą jest zabawa "w rozrywanie ofiary tylnymi łapami" a ofiary zwykle grają w tej grze nasze ręce.
- czyszczenie uszu raz na jakiś czas (rzadko, bo jest to jedyny zabieg na jaki kotka reaguje histerią i wolę jak wykonuje go weterynarz. To jego wtedy Skierka nienawidzi)
I to właściwie chyba tyle. Skierka myje się też sama. Ciężko ocenić efektywność tego zabiegu, ale robi to codziennie. No i jest oczywiście namiętnie pucowana przez Renatę. Ale to chyba bardziej pieszczenie się niż jakieś spektakularne zabiegi pielęgnacyjne.
JedzenieMetoda przyjmowania pokarmu jest regularnie udoskonalana. Teraz jedzenie nie jest już podrzucane, ale zagarniane do pyszczka.
Najchetniej spożywane są formowane z jedzenia kulki (np. z gotowanego kurczaka). Skierka jest bardzo wybredna. Dalej co prawda kradnie ze stołu absolutnie wszystko, ale zjada z tego niewiele. Nie lubi pokarmu w saszetkach i nie znosi surowego mięsa. (Wielka szkoda, bo Renata - żeby nam utrudnić oczywiście - jada wyłącznie surowe, a nie znosi gotowanego…) Taki z niej francuski piesek troszeczkę.

Mleczko dla kotków (wkłada do miseczki brodę a mleczko samo wpływa jej do gardła), suchy pokarm – najchętniej ten najdroższy, gotowane kurczaczki. Kto by to pomyślał, że na początku spała na ziemi przy misce, bo tak się bała że jej ktoś ukradnie. Staramy się jednak zachować w kwestii odżywiania zdrowy rozsądek i nie dać się całkowicie zdominować
Skierka je długo i mało. Co chwilę podchodzi do miski, coś tam skubie i odchodzi. Ma ładną figurę, Panie weterynarz mówią, że idealną. Z piciem też nie ma problemów. Ale sam proces pojenia też trwa bardzo długo. No i oczywiście posiłki wiążą się ze strasznym bałaganem. Ktoś niewtajemniczony mógłby pomyśleć, że hodujemy w kuchni prosiaka.
Postaram się wrzucić jakieś zdjęcia na święta, więc jak macie jeszcze jakieś pytania, albo chciałybyście się czymś podzielić to piszcie śmiało. Zrobię co w mojej mocy, żeby na nie odpowiedzieć
ZACHĘCAM DO ODWIEDZENIA NAJBLIŻSZYCH SCHRONISK Z CIEPŁYMI KOCAMI, STARYMI KOŁDRAMI I PODUSZKAMI. Zima daje się ostro we znaki. Nie pozwólmy zwierzakom marznąć.
Zachęcam też do wspierania
akcji fundowania posiłków. Ja znam takie dwie:
http://www.pustamiska.plhttp://szerlok.pl/nakarm_psa/może znacie jakieś „kocie” ?
Pozdrawiam
Kasia