jessi74 pisze:pani Zosia poprosiła nas o pomoc w złapaniu do sterylzacji koteczki, która pojawiła się niedawno na ul. Hubskiej, tam razem ze swoimi dziećmi żyła w piwnicy, ponieważ trafiła nie nieprzyjaznych ludzi , jej dzieci zagineły w niejasnych okolicznościach, a kotka , widzocznie nikt o niej nie wiedział, została odcięta od świata , w piwnicy, gdyz okna zostały pozabijane deskami. Gdyby nie "namierzyła" jej pani Zosia, kotka umarłaby pewnie śmiercią głodowądzisiaj mamy złapaną już kicię do sterylizacji, ale jest to w zupełnosci oswojona i kiedyś domowa koteczka - żal nam jej wypuszczać na wolność, zwłaszcza w takie nieprzyjazne miejsce
niestety nie mamy miejsca w domu ani też finansów na utrzymanie kolejnego kota
![]()
SZUKAMY PILNIE DOMU TYMCZASOWEGO DLA KOTKI ! JEST SLICZNA ! MA FUTERKO W KOLORZE GRAFITOWYM ! I NON STOP MRUCZY!
Kiedyś miałam dom , swoich dużych, okno z pięknym widokiem na świat, fotel... potem nawet nie wiem jak i dlaczego moim domem stała się piwnica, zimna i mokra, na skraju ruchliwej ulicy... Tutaj urodziłam swoje śliczne dzieci. Były piękne, ale co z tego , nie mieliśmy co jeść, chodziłam całymi dniami w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, ale nie było łatwo. Wszędzie było dużo innych głodnych kotków, które nie zamierzały sie ze mną dzielić, a ja nie umiałam się upomnieć...Pewnego dnia wypatrzyła mnie jakaś miła Duża i od tej pory zagladała do mnie i do moich dzieci , zawsze z dobrym jedzonkiem... Pokochałam ta Dużą od razu... i piwnica wydała mi się najwspanialszym domem .... już chyba dawno przestałam marzyć o swoim ciepłym kąciku i dotyku ludzkich rąk. Moje dzieci nigdy tego nie zaznały. Pamiętam tylko jak podjechało auto, jakiś źli ludzie wrzucili moje dzieci do jednej torby, nawet nie miałam siły płakać ani wołać pomcy, siedziałam w kącie przerażona. A kiedy już odważyłam się wyjść z piwncy, okazało się że okno zabite jest deskami. Nie wiem ile tak czekałam i płakałam, z głodu, przerażenia, tęsknoty za moimo malutkimi... Słyszałam jak ta miła Duża, przynosi jedzonko, jak mnie woła, ale ona mnie nie słyszała, mojego płaczu, nie wiem jak długo to trwało .... pewnego dnia pani wybiła deski w oknie i mnie zabrała ....schowała mnie do takiego pięknego transporterka jak kiedyś miała u swoich Dużych.... ale ich już nie ma
jestem teraz w domu, nie martwię się o jedzenie, nie boję się juz mrozów... tutaj gdzie jestem jest dużo innych kotków, każdy ma swoją smutną historię, ale moja jest najsmutniejsza.... bo nie mogę tu pozostać.... Co mam ze sobą zrobić...jestem podobno bardzo ładna i bardzo miła....ale co z tego skoro nie ma dla mnie nigdzie miejsca..... chciałabym nie istnieć.... żeby nie robić nikomu kłopotu ...