Odnośnie dzwoniących:
mam takie same, czasami myślę, że na prawdę jestem chyba p....ta, bo jak tak człowiek za każdym razem usłyszy, to w końcu uwierzy.
Miałam już propozycje leczenia psychiatrycznego, zawsze uprzejmie dziękuję za radę.
Ale ostatnio miałam przygodę:
dzwoni PAN z Warszawy, że ma mamę w Gorzowie, staruszkę, która chce kota, będzie jej raźniej, czy mam małego, ja na to dlaczego małego, dla starszej osoby proponuję starszego kota po sterylizacji, już nie psoci, itd...
Pan się ucieszył, dał adres, bo mówię, ze ja sama zawożę, od razu przeprowadzam kontrol przed adopcyjną i rozmowę
Pojechałam. Blok, 4 piętro.
Oczywiście dzień wcześniej zadzwoniłam, Pani czekała.
Okazało się, że kobieta 88 lat, sama, ledwo chodzi, czekała na kotka, szczęśliwa, ale :
- pytam, a gdzie kuweta? -Nie ma, jutro kupię.
-To gdzie kotek ma zrobić siku?
-Gdzie chce, ja posprzątam.
A jedzenie dla kotka Pani ma?
- nie, pójdę i kupię.
Ma Pani dowód do umowy adopcyjnej?
- tak, ale jestem bezdomna.
To czyje to mieszkanie?
- kogoś.
A kto się Panią opiekuje?
- nikt, sama.
- Czy właściciel zgodził się na kota?
- a po co?
Mogę dostać numer telefonu do niego? Kontakt, bo jak coś się Pani stanie, to kto zaopiekuje się kotem?
- nie, a co ma być z kotem?
Nie chcę, żeby wylądował na ulicy.
- o kota się Pani martwi?
Tak, bardzo, ja je ratuję mi dbam jak o swoje dzieci. Niestety ale nie mogę go zostawić, ponieważ nie jest Pani wstanie o niego zadbać, sama wymaga Pani opieki.
Zabieram kota i szykuję się do wyjścia,na to Pani, Ty głupia babo, głupia baba, i za mną z czymś w ręku.....
Mamy niebezpieczne zajęcie
A Owca jest piękna, jaka to mieszanka i skąd u Ciebie, bo chyba ominęłam ten wątek?