Wczoraj Krzyś odwiedził kontrolnie weta. Chciałam, żeby posłuchał mu serca, bo pół roku temu odkrył u niego wadę serca, ale była nadzieja, że jak Krzyś będzie rósł to zastawka, która się nie domyka domknie się. Niestety, tak się nie stało
Krzyś ma wadę serca i charakterystyczną dla chorób krążeniowych niższą temperaturę ciała. Za jakiś czas, parę lat, będzie wymagał przewlekłego leczenia.

Smutno mi. Chyba już w ogóle domu nie znajdzie.
A Krzyś to słodziak, wszystko pozwala przy sobie zrobić, połyka wszystkie leki. Ciągle barankuje i wywija się do głaskania, jak się do niego zagada to porusza śmiesznie głową w górę i dół. Straszny pieszczoch.
Edit:
Dopiero zauważyłam, że jesteśmy na Kociarni.