Wiecie co, dzisiaj poszłam dopiero do weterynarza bo myślałam, że już będzie spokój a jednak znów zaczął szaleć eh nie chciałam go stresować więc poszłam do lecznicy która jest 5 min drogi pieszo ode mnie żeby lekarz ocenił czy coś się poważnego dzieje i kocur dostał zastrzyk który miał pomóc by skóra przestała swędzieć, ok. godz. 17:40 ale jakoś mu niezbyt ten lek pomógł :/ nadal się liże z tym że teraz schowany w szafie gdzie dawno już nie właził i ogólnie chowa się po wszystkich kątach, martwi mnie to bardzo.... wet dał 3 tabletki uspokajające żeby w nocy spał ale nie będę mu ich podawać jeśli sam się zaszył i śpi.
Lekarz powiedział, że to są zmiany hormonalne w organizmie lub mógł się do tego przyczynić jakiś stres (chociaż ja nic nie podejrzewam takiego) bo był kastrowany 11 sierpnia 2010 więc ok. 3,5 miesiąca temu. Dodatkowo powiedział, że może być tak że na grzbiecie w okolicach ogona będą łyse "placki" się pojawiały

ja sama nie wiem co o tym sądzić, średnio ufam temu weterynarzowi ale wiem że wiele osób go chwali, jednak w poniedziałek udam się do innej lecznicy do pani doktor która wiem, że kociarą wielką jest i ma do kotów serce. Po prostu aż żal patrzeć jak mój kot się męczy, nie wiem jak mu pomóc ale mam nadzieję, że w poniedziałek już będzie dobrze i dostanie jakieś leki żeby się pozbyć tej dolegliwości.