.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro lis 24, 2010 21:43 Re: To nie tak...

oluszka pisze:
sunsetka pisze:Nie wiem czy mogę tu http://forum.gazeta.pl/forum/w,525,104752970,,Choroba_u_kota.html?v=2
To zdaje sie ten temat tak wstrząsnął Oluszką,mną też przyznam szczerze....ale chyba inaczej :(


Gwoli wyjaśnienia: być może źle to ujęłam i źle to zostało to zrozumiane - to co mnie tak poruszyło, to oskarżenia, które posypały się od razu, tuż po tym, jak autor zapytał co może dolegać jego kotu. Oskarżenia, które i na mnie tutaj się zresztą też posypały (zarzucono mi nawet prosto z mostu, że miałam na papierosy(!!) a a na weta to już nie - ktoś od razu wiedział o mnie wszystko, nawet, że palę, choć w życiu nie miałam papierosa w ustach).

Oluszko a co Ty byś odpowiedziała osobie piszącej tamtego posta?

sunsetka

 
Posty: 72
Od: Czw lip 22, 2010 11:28
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Śro lis 24, 2010 21:47 Re: To nie tak...

Berek pisze:Wydaje mi się, oczywiście, po lekturze tego całego wątku, że Oluszka raczej nie wiedziała - nie była przekonana - że dzieje się z kotem bardzo źle.
Bardzo możliwe, że podświadomie odsuwała od siebie silniejsze niepokoje (bo w perspektywnie miała sytuację, przyznajmy to, dość beznadziejną... :roll: ).

Ja też odniosłam takie wrażenie, ale raczej z poprzedniego wątku niż z tego.
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Śro lis 24, 2010 23:09 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:31 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

Post » Śro lis 24, 2010 23:23 Re: To nie tak...

oluszka pisze:Nie odnoście już co do mnie żadnego wrażenia, proszę, bo cokolwiek tu piszę i tak jest źle, wciąż nie pojmujecie (z nielicznymi wyjątkami) ani okropności tej sytuacji, w jakiej się wtedy znalazłam, ani tego, co jest, co będzie ze mną teraz.

Więcej już pisać nie będę.
Przepraszam, że Wam nieco zaśmieciłam forum, usiłując jakoś pogodzić się ze stratą, z którą pogodzić się i tak nie da. Jak byłam z tym sama, tak sama pozostałam.


Oluszko, każdy kto stracił kota, pozostaje sam z tą stratą. Sam walczy z cierpieniem, bo otoczenie, nawet najbardziej kochające, nie jest w stanie przejąć najmniejszej nawet części tego bólu. Pogodzenie się ze stratą przyjdzie później - będziesz umiała uśmiechnąć się do wspomnień. Ale na to potrzeba czasu... Niejednokrotnie dużo czasu...

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Czw lis 25, 2010 2:34 Re: To nie tak...

Oluszko a nie myślałaś o nowym kociaku? Jest przecież wiele takich, które potrzebują kochającego domu. Bogatsza o nową wiedzę i doświadczenia, na pewno będziesz w stanie zapewnić mu ciepły kąt na długie lata.

basantieg

 
Posty: 116
Od: Pon lis 22, 2010 16:09

Post » Czw lis 25, 2010 11:20 Re: To nie tak...

Berek pisze:
"OK dobrze, powiedzmy że rozumiem. Ale czemu, do diabła, pisze dopiero teraz, kiedy jest już za późno? Przecież forumowicze już raz jej pomogli..."


Zofia, po raz (chyba) pierwszy nie zgadzam się z Tobą...
chodzi mi o wszystkie Twoje wypowiedzi, z całego topiku, znaczy.

Jest takie powiedzonko - jakby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył.
8)
Wydaje mi się, oczywiście, po lekturze tego całego wątku, że Oluszka raczej nie wiedziała - nie była przekonana - że dzieje się z kotem bardzo źle.
Bardzo możliwe, że podświadomie odsuwała od siebie silniejsze niepokoje (bo w perspektywnie miała sytuację, przyznajmy to, dość beznadziejną... :roll: ).
No kurczę, stało się.
Myślę że ten topik niewątpliwie miał stanowić coś w rodzaju katharsis, no dobra, jeśli tak było, to co, utopimy teraz tę kobietę?

Nieśmiało wspomnę o depresji i... nieumiejętności (jednak!) wlezienia w cudze buty, że tak powiem.
Oluszka kiedyś tam zawalczyła o swoje zwierzę na forum, tym razem albo zabrakło jej siły, albo... oceniła sytuację jako taką, że to jeszcze nie ten moment - i że to byłoby może jakieś nadużycie (bo tu tyle kotów rannych, umierajacych, zagrożonych zabiciem, a ona prosi o wsparcie dla kota który ma etap "niejadkostwa" 8) - ona w danym momencie tak to odbierała przecież...).

Nie chcę być wrednym stworem, ale trochę to całe wytrząsanie się nad kobietą wydaje mi się analogiczne do sytuacji w ktorej ktoś by napadł na Ciebie w stylu: "co to znaczy że od półtora roku nie możesz znaleźć stałej pracy, co ty dziewczyno, kpisz czy o drogę pytasz? w stolicy mieszkasz i takie rzeczy opowiadasz???!" i tak dalej.
:cry:
Doskonale rozumiem jak de facto ów rynek wygląda, zwłaszcza w Twojej dziedzinie - więc takiego kogoś czekałyby pewnie różne brzydkie wyrazy z mojej strony.
No ale takiemu komuś pewnie jego słowa wydałyby się uzasadnione w pełni. Jak się nie kręcić, plecy z tyłu.

Nota bene tyż by się można zacząć zastanawiać, czy to nie jest takie (wydaje mi się, że zupełnie nie w Twoim stylu) robienie sobie dobrze kosztem kogoś kto jest - w jakoś tam analogicznej sytuacji - słabszy ("gorszy"? w sensie: mniej operatywny) niż my. :twisted:
Mam nadzieję że się nie obrazisz... :oops:

Już raz napisałam i powtórzę: Nie dyskutuję z oluszką, dyskutuje z innymi forumowiczami z których postami się nie zgadzam. Może tak, może jestem fanatyczna, ale skoro podejmuje się działania prawne wobec np. Bożeny Wahl zarzucając jej, że nie leczyła swoich zwierząt, to niby czemu inny standard mamy stosować wobec p. X, Y, Z?
Takie czy inne oceny jakiejś konkretnej sytuacji są siłą rzeczy subiektywne. Ktoś uważa tak, kto inny - inaczej. Czym się w takim razie kierować? Może wspomnianą kilkakrotnie Ustawą o Ochronie Zwierząt, która w Art. 4 punkt 11 tak objaśnia znaczenie terminu "rażące zaniedbanie": [...] rozumie się przez to drastyczne odstępstwo od określonych w ustawie norm postępowania ze zwierzęciem, a w szczególności w zakresie utrzymywania zwierzęcia w stanie zagłodzenia, brudu, nieleczonej choroby, w niewłaściwym pomieszczeniu i nadmiernej ciasnocie [...]
Rozumiem, że takie postawienie sprawy ktoś może odbierać jako okrutne wobec osoby, która właśnie straciła zwierzę, ale takie jest prawo. Złamanie ustawy jest przestępstwem.
Za wiele razy widziałam sytuacje, gdy ktoś łamanie tegoż prawa usprawiedliwiał "kiepską sytuacją materialną", "niezaradnością", wiekiem, poziomem umysłowym i diabli wiedzą czym jeszcze. Widziałam też osoby działające na rzecz zwierząt, które w pewnych przypadkach taka argumentację przyjmowały. Nie zgadzam się z tym. Nie zgadzam się na podwójna moralność.
Potępimy Wahl, Krzętowską, zbieraczkę z Serocka, a pochylimy się z troska nad kimś kto podobnie jak one (mam pełną świadomość, że skala jest inna) zaniedbał swoje zwierzę, a teraz płacze nad nim przed całym forum? Beze mnie, sorry. Postępowanie zgodnie z polskim, bardzo ułomnym, prawem to absolutne minimum tego, co możemy swoim zwierzętom zapewnić. I myślę, że poniżej tego standardu schodzić się nie powinno. A jeśli już tak się przydarzy, to jest to realny problem, a nie coś co można zbyć krótkim "stało się".
Czymś się trzeba w życiu kierować. Dla mnie - są to wymogi prawa.
Oluszko, zdaję sobie sprawę, że trudno Ci nie odnosić tej sytuacji do siebie, współczuję Ci - zwyczajnie i po ludzku - utraty kota, ale nie zmienia to faktu, że powinnaś była poszukać pomocy. Na miau jest zalogowanych tysiące osób. Koszt diagnozy i leczenia jednego kota to pryszcz w porównaniu z kasą jaka tu idzie na niezliczone bidy. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz w podobnej sytuacji, proszę, skontaktuj się choćby na pw z którąś z osób z tego wątku, wiele z nich wypowiadało się w Twojej obronie. Zanotuj nicki i zadziałaj nim będzie za późno...
Obrazek
UWAGA - Angalia to IKA 6 (na FB Krystyna Kowalska) nie wysyłajcie kotów!!!
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=117164

Zofia.Sasza

 
Posty: 15958
Od: Wto wrz 09, 2008 15:02
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw lis 25, 2010 11:50 Re: To nie tak...

Jeśli jeszcze kiedyś będziesz w podobnej sytuacji, proszę, skontaktuj się choćby na pw z którąś z osób z tego wątku, wiele z nich wypowiadało się w Twojej obronie. Zanotuj nicki i zadziałaj nim będzie za późno...

:!:
AnielkaG
 

Post » Czw lis 25, 2010 12:44 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:32 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

Post » Czw lis 25, 2010 12:54 Re: To nie tak...

oluszka pisze:(...)I oczywiście, nie poproszę żadnej z Was o kota, nie martwcie się. Biednym wsiokom należą się tylko koty kręcące się po wsi, rodzące się w domach kocięta, koty niekastrowane i hasające wolno po ogródkach.

Hmmm...dość specyficzna uwaga i nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi.
Czy może wydaje Ci się, że "forumowe" koty to jakiś ekskluzywny towar? Wiele z nich trafia na forum właśnie z takich miejsc, gdzie nikt o nie nie dbał.
A co z Twoim drugim kotem?
Jak się zachowuje?
Zaglądałaś do watku kotów nerkowych?
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Czw lis 25, 2010 13:19 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:32 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

Post » Czw lis 25, 2010 13:31 Re: To nie tak...

Nie będę odnosić się do wypowiedzi w tym wątku - napiszę jednak, że tak po ludzku - oluszko - współczuję Ci utraty zwierzęcia, którego jestem absolutnie pewna z całego serca kochałaś. I myślę, że Twoje przekonanie o tym, iż mogłaś lepiej zinterpretować wcześniejsze symptomy, zareagować na nie i zabrać kota do weterynarza - oznacza, że sama wiesz, iż być może mogłaś mu pomóc i ja nie muszę dokładać Ci swojego połajania.
Zwłaszcza, że w pewnym sensie przypomniało mi to historię, jaka przeżyłam z moją ukochaną rottwailerką. Moja Saba miała szczęście, bo mimo, iż nie zinterpretowałam objawów choroby, jako niepokojących - w ostatniej chwili udało jej się pomóc. Moja sunia miała ropomacicze, którego jedynym objawem było to, że bardzo dużo piła. Jednak, ponieważ było to w trakcie gorącego lata i żadnych innych objawów nie było - nawet nie pomyślałam, że może to być objaw choroby. Gdybym wtedy czytywała fora, portale o zwierzętach - na pewno by mnie to nadmierne pragnienie zaniepokoiło. A tak zareagowałam dopiero, gdy nagle odmówiła zjedzenia śniadania - co, jako wybitnemu żarłokowi nie zdarzało się jej nigdy. I jak wspomniałam okazało się, że był to ostatni moment na uratowanie jej życia - chirurg po operacji pokazywał mi wiadro z macicą i ropą pełne niemal po brzegi z komentarzem, że jeszcze w swojej historii takiej masy ropy nie widział i to cud, że Saba przeżyła. Prawdopodobnie tylko dlatego, że była poza tym bardzo silna, a chirurg był świetnym fachowcem. Miała wtedy 10 lat i przeżyła ze mną kolejne 4 lata i 8 miesięcy, po czym spokojnie odeszła we śnie, pod koniec życia miała jedynie problemy z gasnącym sercem.
Gdyby nie pomoc w ostatniej chwili - też na pewno opłakiwałabym odejście ukochanego zwierzaka, i może też zechciałabym wtedy podzielić się swoim żalem i poczuciem winy z innymi miłośnikami zwierząt na jakimś forum. I pewnie też od części posypałyby się na moja głowę gromy, a inni okazaliby współczucie, nie tylko dla mojej suni. Jednak myślę, że nie zraziłoby mnie to do całej społeczności takiego forum. A pewnie raczej wręcz przeciwnie - zaczęłabym częściej na nim bywać, czytać, udzielać się - choćby po to, żeby w przyszłości nie popełnić tych samych błędów i choć spróbować odkupić swoje poczucie winy zaangażowaniem w pomoc innym zwierzętom. Taką pomoc, na jaką byłoby mnie stać - w tamtym czasie na pewno nie byłaby to pomoc materialna, ale np. zaangażowanie w ogłaszanie zwierząt szukających swoich domów.
Piszę, co ja bym próbowałabym robić - ale myślę, że dla każdej osoby, która utraci kochanego futrzaka właśnie zaangażowanie w pomoc innym może pomóc, zwłaszcza, gdy akurat nie ma się stałej pracy. Według mnie (i pisze to nie, jako teoretyk tylko z doświadczenia) to doskonale pomaga nawet przy wychodzeniu z depresji - nie siedzieć, nie rozczulać się nad sobą, zająć się czymś, co ma szanse pomóc innym potrzebującym. A nam jeśli nie przynieść ukojenie, to choć oderwać myśli od ciągłego rozpamiętywania tego, czego niestety nie da się już zmienić.

magbag

 
Posty: 62
Od: Pt lis 27, 2009 10:50
Lokalizacja: Izabelin

Post » Czw lis 25, 2010 13:34 Re: To nie tak...

No cóż,podobno nie ma ludzi doskonałych a tu proszę na forum miau kilku by się znalazło.Co to wyssali z mlekiem matki wiedzę , odpowiedzialność i inne zalety.Odnoszę wrazenie że nadgorliwość wypacza umysł,poglądy.Zamazuje w jakiś sposób własne początki,błędy jakie być moze nie jedna z osób popełniła.Opamiętajcie się,każda kiedyś zaczynała od zera.Zero wiedzy,zero doświadczenia.
Wy,stare wyjadaczki,wygi w temacie zapomniałyście czasów kiedy byłyście cielętami ?
Zamiast od razu rozszarpywać na strzępy,biczować pod pręgierzem ,weźcie na luz i wróćcie do swojej przeszłości o boskie.
Jestem w stanie zrozumieć oluszkę bo pamiętam swoje początki kiedy to nie wiedziałam o istnieniu forum miau,nie wiedziałam o chorobach kocich takich jak pp,chociaz koty mam od 11 lat.
Nie wiedziałam o wielu innych rzeczach.O metodach leczenia,biochemia i inne badania były dla mnie magią.Nie miałam pojęcia ze takie coś się wykonuje i czemu to służy.
Tak na prawdę z tym wszystkim zetknęłam się dopiero w zeszłym roku podczas akcji eksmitków z Wilczaka.Dowiedziałam sie że istnieją fundacje kocie w Poznaniu,że czasami trzeba od razu reagować na pierwsze symptomy choroby.
Niestety bywa tak ze powtarzające się niezbyt często objawy,które znikają samoistnie na drugi dzień lub po wizycie u weta,powodują osłabienie czujności.
Tylko nie wmawiajcie mi że żadnej z was to się nie przytrafiło,a jeśli faktycznie nie miało to miejsca to ogromny szacun dla waszej bystrości umysłu.Nic tylko pozazdrościć.
Nie wiem czemu mają służyć te pełne jadu posty.
Tak,przyznaję że posiadając wiedzę która nabyłam tu forum nie zawaham się jej użyć,ale pamiętam również że kiedyś tej wiedzy nie miałam i byłam tak zielona jak autorka wątku.
Tak więc,więcej dystansu drogie panie.
" ... wolę zwierzęta bez duszy niż katoli bez serca "

Małgocha Pe

Avatar użytkownika
 
Posty: 4338
Od: Wto paź 30, 2007 15:30
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw lis 25, 2010 13:38 Re: To nie tak...

oluszka pisze:Mój drugi kot ma się dobrze, póki co.
Choć sądząc po opinii weterynarza o jego zdrowiu z września 2009 roku - powinien chyba już dawno nie żyć. W każdym razie ja się z nim wtedy - po leczeniu trwającym około miesiąc - już żegnałam.
Wątek przejrzę. Choć przyznam, że im więcej czytam na ten temat, tym mniej rozumiem, z tak sprzecznymi informacjami się nie raz spotykam.

A jaką wet postawił wtedy diagnozę?
I jakie konkretnie "sprzeczne informacje" masz na myśli?
Na jaki temat?

Natomiast tego typu uwagi:
oluszka pisze:(...)Bo przecież jaka to ulga, gdy to wet powie, że zwierzę jest do niczego i to koniec, prawda? I z pewnością śpi się wtedy spokojniej. Założę się, że tak.

budzą mój niesmak.
I każą mi przypuszczać, że cały ten dramatyzm Twojej sytuacji jest mocno nadmuchany...
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Czw lis 25, 2010 13:47 Re: To nie tak...

pixie65 pisze:Natomiast tego typu uwagi:
oluszka pisze:(...)Bo przecież jaka to ulga, gdy to wet powie, że zwierzę jest do niczego i to koniec, prawda? I z pewnością śpi się wtedy spokojniej. Założę się, że tak.

budzą mój niesmak.
I każą mi przypuszczać, że cały ten dramatyzm Twojej sytuacji jest mocno nadmuchany...


A ja mam wrażenie, że Wam, tym wszystkim, które tak tu we mnie gromy ciskacie, właśnie często zdarza się taką ulgę czuć. I wydaje wam się, że dzięki temu pozostajecie istotami o nieskalanych sumieniach. I że możecie sobie użyć do woli na kimś, kto weta w krytycznej sytuacji nie odwiedził. Nie ważne, że nie miał jak.

A co do mojego "nadmuchanego dramatyzmu", jak to ujęłaś ... to dopiero budzi niesmak.
oluszka
 

Post » Czw lis 25, 2010 13:52 Re: To nie tak...

.
Ostatnio edytowano Nie lis 28, 2010 12:56 przez oluszka, łącznie edytowano 1 raz
oluszka
 

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 65 gości