Zdjęć nie mam, bo pogoda taka jak jest i światło nie sprzyjało niestety. Ciemno jak w nocy. Tak czy inaczej - wlazłam tam. Zaważył fakt złażenia się innych kotów i wyjadania żarcia spod drzwi pakamery. Teraz wstawiam miski do środka - wielkie kocury nie dają rady wślizgnąć się przez dziurkę do środka. Wstawiłam budkę i włozyłam do środka jeszcze skrawki polara i gazety. Mamie połozyłam całego, dużego polara, żeby się mogła wtulić. Małe są świetne - dwa takie bojaźliwe, uczepione spódnicy mamy, a jeden bohater. Wylaz i zaczął obczajać co to za meble im tam wstawiłam. W ogóle sie mnie nie bał.
Kocia mama na mój widok czmychneła na pięterko (bo w pakamerze jest takie pięterko z drewnianymi schodami). Dzieciaki nie latały po schodach, ale schowały się w kąt, poza tym jednym bohaterem co moją obecnośc miał w nosie i wygrała ciekawość. Jejku, mam nadzieję, że jak fotki już zrobię to ktos pokocha te maleństwa, bo są śliczne niemożebnie. Mama też zasługuje na serce, bo takiej dzielnej mordki dawno nie widziałam. Oczka dalej zaropiałe ak diabli. Miałam iść do tego weta, ale pracuję ciągle do póxna i nie mam jak

Jak wlazłam dzis do tej siedziby to przełamałam się raz jeszcze: na środku leżała pieknie przygotowana do schrupania myszka brrrrrrrrrrrrrrrr
Martwię się tylko tym, że małe upodobały sobie jako główna zabawe włażenie w felgi zaparkowanych samochodów. Na szczescie nie mieszczą się w nie całe i tylko łby wkładają.
Boże ...ile mnie to wszystko nerwów kosztuje... ale gdyby nie wsparcie Wasze to bym tam never nie wlazła.
Aha: jak tam szłam to zatargałam naszego dozorcę i mówię: Panie Zbyszku, Pan włazi pierwszy.. Jak Pan nie polegnie, to ide i ja
