No.
Ochłonęłam trochę i mogę opisać całą historię.
Na początku tygodnia dostałam sms od pani zainteresowanej Avią. Nie odpowiadam na sms adopcyjne, więc i tego zostawiłam w spokoju. Po kilku dniach za namową annskr- zadzwoniłyśmy. Miła pani wytłumaczyła się z smsa, porozmawiałyśmy, brzmiała dobrze więc umówiłam wizytę. Avia miała być ich pierwszym kotem.
Państwo przyszli, wszystko ładnie, pięknie, spisujemy umowę. Spojrzałam na pani dowód i skojarzyłam.
Avia nie miała być pierwszym kotkiem tych państwa. Od pewnej dobrej pani adoptowali koteczkę szylkretową, ośmiomiesięczną, która żyła u nich 6 (sześć!!!!!) dni. Odeszła, bo najadła się diffenbachii
Pani twierdzi, że wnioski wyciągnęła, kwiatów się pozbyła. I fajnie, tylko, że już raz zostałam przez nią okłamana. I więcej nie chcę...
Może inaczej byłoby, gdyby powiedziała, że miała kotkę, krótko, kotkę stracili, choć próbowali ratować, że zrozumiała, że doszła do wniosku....Ale ściemniała, że w życiu kota nie mieli. Mogą więc ściemniać, że u Avii wszystko ok.
Wiem, że może powinnam im zaufać, że może tym razem nie kłamią...Może już wiedzą, że przed mackami kociej łódzkiej ośmiornicy nie ukryje się nic..Ale, jeśli ma na tym odbudowaniu zaufania ucierpieć kot...Kot, który ma szansę na suuuuper Domuś u mikimiki i Radka
Kurde, nie wiem, doradźcie....