(z wątku Kredki i maluchów, który pewnie zamknę, bo nie ma potrzeby go trzymać)
Kredka już u siebie. Byliśmy umówieni mniej więcej na 14.00. Pani Ula już czekała. Kredkiszon zaprezentował się jak zwykle godnie i od razu poszedł zwiedzać. Ponieważ Kredka już panią znała, nie było żadnego czołgania się, chowania po kątach, przemykania chyłkiem - paniena wyszła z transporterka, rozejrzała się i statecznym krokiem obeszła po kolei wszystkie pomieszczenia. A będzie miała do dyspozycji dwa duuuże pokoje, całkiem sporą kuchnię, łazienkę - w sumie metraż porównywalny do naszego (ok. 60 m2). Ale jest jeden niezaprzeczalny plus - nie ma tam żadnego kota, z którym Kredka musiałaby się liczyć. Tylko pani Ula, która świata za maludą nie widzi, już zdążyła ją przestawić (na razie zaocznie) swojemu wetowi. A bo Kredka będzie miała swojego prywatnego weta - pana z dużym doświadczeniem, światłego, który już zna całą historię Kredki, i który będzie gotowy przyjść na każde wezwanie (w nocy też).
Kiedy wychodziliśmy (po dwóch godzinach), Kredka miała już "obcykane" całe mieszkanie (włącznie z komputerem

), zdążyła już "pogadać" i wygłaskać się z panią Ulą, przychodziła do niej na wołanie. Na koniec - zmęczona wrażeniami ucięła sobie drzemkę na kanapie.
Kredka, podobnie jak maluchy, dostała swoją wyprawkę, czyli wszystkie "rzeczy osobiste" - zabawki, budę "piłkarską", kocyk, miski, karmę (dla niej była inna, niż dla moich pokemonów) i kuwetę (i tak była to kuweta po Glusiu, nadprogramowa, a pani Ula nie zdążyłaby zamówić przez Internet nowej krytej - bo Kredka-Wielki Kopacz musi mieć krytą). Pani Ula była bardzo szczęśliwa, że Krekiszon ma wszystko swoje. Nie z oszczędności, bo w domu na małą czekały już różne wypaśniste rzeczy, ale dlatego,że Kredka w ten sposób ma szansę łatwiej znieść przeprowadzkę - będzie miała wokół siebie znajome, pachnące nią rzeczy (w tym wszystkie zabawki, które tak namiętnie jeszcze dziś mordowała - "łyse myszy", zooplusowe jabłuszko, zieloną małpę, piłeczki i inne cudactwa)
Wróciliśmy do domu i muszę powiedzieć, że ... jestem bardzo szczęśliwa, że nic "osobistego" po Kredce nie zostało. Mimo wszystko byłoby mi trudno teraz to wszystko uprzątać.
Wraz z odejściem Kredki definitywnie zakończył się czas pobytu rodzinki. Miałam wielkie szczęście, że byłyście (a może i byliście) tutaj ze mną. To także dzięki Wam, Waszemu wsparciu, radom, wskazówkom udało mi się to wszystko jakoś ogarnąć i doprowadzić do szczęśliwego końca.
Kredka, Majka i Rysio przyszły do nas 15 lipca. Dziś jest 14 listopada. Minęły cztery miesiące. I dziś mówimy KONIEC - wszystkie trzy stworki dostały w prezencie kochające domy.
Niech im się wiedzie.
WSZYSTKIEGO NAJKOCIEGO 