Wczoraj nie miałam już siły zdawać relacji. Wizyta trwała 1,5 godziny i myślę, że była konstruktywna. Przyszła opiekunka jest młoda, studiuje i nigdy nie miała kota - ale miała psy. Jest świadoma kosztów (wet, żywienie), nie miała natomiast wiedzy nt. żywienia i zachowań kotów, dlatego dużo jej opowiadałyśmy. Dostała wydrukowany artykuł o kociej naturze, zostawiłam jej również namiary na kilka źródeł informacji w internecie i potem jeszcze dosłałam co nieco mailem - a ona prosi o jeszcze

Jest pełna zapału, już kupiła dla kota kuwetę, żwirek, legowisko, miseczki. Szukała kota od jakiegoś czasu i była przerażona tym, że ludziom jest wszystko jedno gdzie kot trafi, byle się go pozbyć. Dlatego też bardzo ucieszyła ją nasza wnikliwość. Miała dużo pytań - myślę, że to dobrze

Sądzę, że nadaje się na opiekunkę kota, zwłaszcza, że jest świadoma kosztów i wydaje się rozumieć konieczność kastracji, zabezpieczenia okien i niewypuszczania kota. A do tego jest bardzo naturalna i -chyba - szczera. Obym się nie myliła!
Boję się natomiast o to, czy nie przerazi jej dzikość kociaka. Opowiedziałam jej, jak najlepiej z nim postępować, uświadomiłam, że kotek na początku będzie się bał i chował. Ale trzeba będzie trzymać rękę na pulsie.
Myślę, że nie powinno się wydawać osobie zupełnie niedoświadczonej nieoswojonego kota, martwi mnie to trochę. Bo te kociaki nie są oswojone. Uciekają przerażone przed człowiekiem, chowają się gdzie się da, syczą i prychają próbując odstraszyć "wroga". Tyle, że jak już nie mają wyjścia, a człowiek się nie wycofa, to można je wziąć na ręce.
Ale skoro to tak wygląda, to lepiej niech kociak idzie do swojego domu i człowieka, który poświęci mu czas, wtedy oswajanie pójdzie szybciej. A jaka to będzie dla niej satysfakcja!
Acha, dalej są piękne, okrąglutkie i mają lśniące futerko
