Długo by opowiadać. Ale cieszę się, że ktoś odkopał wątek.
Fela niesamowicie zżyła się z moją mamą. Po mojej wyprowadzce, zostałam totalnie olana

i rozpacz sięgnęła zenitu. Kotka została z rodzicami, my zostaliśmy bez futra. Niesprawiedliwe, nie?

Tak, działałam dla dobra kota, ale mi jej brakuje. Jednak wiem, że przeprowadzka z domu, który oswajała tyle lat i który jest jej królestwem, gdzie (zwłaszcza po odejściu naszej Hexuni) rządzi niepodzielnie byłby dla niej traumą. Tak samo, jak jedynie wizyty mojej mamy, z którą śpi w jednym łóżku i której wyjście zawsze przeżywa.
Na wiosnę więc minie rok, jak nie mam w domu futra. Przyczyniło się to do zwiększenia mojej aktywności znowu na kocio-psich forach. Szczęściem mąż lubi zwierzaki tak jak ja, a dziecko nie jest alergikiem.

Co dobrze rokuje...
Obawiam się tylko, że tak dobrego, spokojnego, kochanego futrzątka ze świecą szukać. Z drugiej strony pamiętam ją - osowiałą, apatyczną, z niedowagą...
adopcja dorosłego kota to wyzwanie, które na szczęście pięknie procentuje... miałam zaszczyt zobaczyć, jak brzydkie kaczątko staje się księżniczką. Bardzo dużo to wniosło w moje życie.Czasami myślę, że to prawie jakie macierzyństwo, kiedy widzisz jak coś rozwija się na Twoich oczach. Ech mąż powie, że przesadzam.
