
A blisko granicy można być gdy los znów nam górką przyszykował pod postacią np dodatkowego kota + zwrotu z adopcji w jednym czasie.
Ale czasami na granicy jest się niejako na własne życzenie. Bo własne koty, jakiś dorosły + podrostek co się ostał + nowy miot kilku sztuk, a czasami jesczze coś chwyci za serce. I czasami zadawałam sobie pytanie brać, nie brać? I nie rozważałam tego w kwestii czy JA dam radę czy nie dam. Bo niby czemu mam nie dać? Nie umrę od tego. Będzie się trzeba lepiej zorganizować, może jeszcze mniej sypiać itd ale rade JA dam. Rozważałam kwestie lokalowe (separacja), zdrowotne, wiekowe kotów. Ale od tego czy ja dam radę liczyła się bardziej pomoc kotu. Bo ja nie umiałam koło tego czy tamtego przejść obojętnie jak tyle innych osób. I wtedy tez nie raz wkurzałam się, ze nie ktoś inny. I wtedy łatwo dojść do granicy wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Bo jednak za dużo na jednego człowieka. I w sumie zawsze jakoś się daje radę, ale czasami ma się dość. Tylko chyba, to nie Forum jako takie jest winne. Za duża tu różnorodność, by wszystko wrzucać do jednego worka.
Bardziej mnie wkurzają chyba telefony bo pani musi, pani ma obowiązek, bo ja mam juz kota, bo ja pracuję itd które dzwonią do osoby prywatnej jak do osoby na etacie kociego pomagacza

Pomaga nauka asertywności i wmówienie sobie, ze się działa na terenie własnej dzielnicy i stara nie wychylać, bo zwariować można
