Kotek... [*] ;(

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw paź 21, 2010 12:40 Re: Kotek... [*] ;(

occhiverdi pisze:Nie chodzi o sumienie w tej sytuacji. [...]
Nie potrzebuje uspokajać sumienia.
:roll: :roll: :roll: Odporne masz to sumienie...


occhiverdi pisze:. Nie tłumaczę się, bo nie mam z czego. Po prostu.
Rzeczywiście nie masz z czego... Oczekiwałaś, że przytulimy Cię i pochwalimy za to, co zrobiłaś?


occhiverdi pisze:Oczekiwałam mądrego słowa, zrozumienia od osób wrazliwych na zwierzęta.
Przeczytałaś więc mądre słowa od osób wrażliwych na zwierzęta. Jeżeli Ci się nie spodobały, powinnaś zastanowić się nad sobą.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Czw paź 21, 2010 21:28 Re: Kotek... [*] ;(

To BYŁO z dala od miasta. I wyrzuty sumienia miałabym wówczas, gdybym dodatkowo kota zdecydowała się męczyć przejażdżką, której i tak by nie przeżył. Była chwila na decyzję i wiem, że dobrą podjęłam, gdy do głowy mi nie przyszło osobiście dobić kota w sposób drastyczny, a to jedyne, co mogłam zrobić - nie miałam takiego pomysłu, byłam roztrzęsiona, a nawet gdyby, to nie wiem czy byłoby mnie stać.
Nie zaprzeczam swojej głupocie w tamtej sytuacji, że do tego doszło, ale nie chodzi o sumienie. Kot już nie cierpi, ale ja jestem tym, co się wtedy stało. I muszę z tym żyć. Owszem, ze szukam pomocy, bo ból jest zbyt silny.
A w was jest wiele agresji, którą bezmyślie lokujecie we mnie - niekoniecznie słusznie. Ale to już wasz pproblem, z którym was zostawiam, gdy nie mam czegu tutaj szukać.
Bo wy wszyscy jesteście jednogłośnie idealni i nie ma szans, byście znaleźli sie w takiej sytuacji... Nie potraficie zorientować się w sytuacji, ani nawet nie chcecie spróbować spojrzeć z innego niż swój punkt widzenia i - nikomu nie życzę - otrzeźwienie zapewne by wam przyszło wówczas, gdybyście znaleźli się w takiej sytuacji, w dokładnie takiej.
Nie jest moją winą to, co się stało. Ale zostałam ciężko doświadczona.
Jałowa dyskusja, bo wiem, że i tak tego teraz nie zrozumiecie.
Powiedzmy, że nie było tematu.
Ostatnio edytowano Pt paź 22, 2010 7:07 przez occhiverdi, łącznie edytowano 1 raz

occhiverdi

 
Posty: 37
Od: Sob lut 27, 2010 19:57

Post » Czw paź 21, 2010 21:35 Re: Kotek... [*] ;(

occhiverdi pisze:A w was jest wiele agresji, którą bezmyślie lokujecie we mnie - niekoniecznie słusznie. Zdarzyła się okazja, to trzeba się wyładować. Ale to już wasz pproblem, z którym was zostawiam, gdy nie mam czegu tutaj szukać.

To nie agresja, tylko ocena sytuacji i Twojego zachowania. Jeżeli ktoś nie zgadza się z Tobą, a nawet potępia Twoje postępowanie, to nie znaczy, że jest agresywny.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Czw paź 21, 2010 21:40 Re: Kotek... [*] ;(

pisiokot pisze:
vega013 pisze:
Zofia&Sasza pisze:Ja kiedyś na totalnym pustkowiu namierzyłam przejechanego kota. W strasznym stanie, bez szans (oszczędzę szczegółów, ale naprawdę nie było co zbierać)... I dałam radę skrócić jego cierpienia. Wiem, że to strasznie brzmi, ale czy miałam patrzyć jak cierpi?


Słusznie postąpiłaś. W takiej sytuacji wszystko jest lepsze od cierpienia. Podziwiam, że potrafiłaś się przemóc i przerwałaś cierpienia kota.

Nie potrafię powiedzieć, jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji. Mam nadzieję, że - tak jak Ty - dałabym radę pomóc.


Podpisuję się pod tym.

Zofia&Sasza pisze: Do tej pory TO we mnie siedzi... Ale naprawdę nie było innego wyjścia :cry:


Dziewczyny...
Zosiu, ja rozumiem. Ale dlaczego Ty nie rozumiesz autorki wątku?
Haniu - sama piszesz, że nie wiesz, czy potrafiłabyś TO zrobić, a jednocześnie oburzasz się, ze autorka wątku TEGO nie zrobiła?

Kiedy ludzie są umierający i cierpią z tego powodu nikt jakoś nie uważa, że `powinien się przemóc` i skrócić im cierpienia.
To, co piszecie i jak piszecie do occhiverdi nieco mnie przeraża...
A gdzie prawny wymóg, że eutanazji powinien dokonywać wet, w dodatku `odpowiednimi środkami`?
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Czw paź 21, 2010 21:47 Re: Kotek... [*] ;(

hmmmm, co prawda nie byłam nigdy w takiej sytuacji (i mam nadzieję, że nie będę), ale nie wiem czy potrafiłabym po prostu dobić, jakkolwiek to brzmi...lub jak kto woli skrócić cierpienie...Nie znam sytuacji dokładnie, nie było mnie tam, ale czasem bywa tak, że do najbliższego miejsca jakiejkolwiek pomocy jest daleko...Sama bym chyba nie potrafiła takiej sprawy zakończyć więc pewnie z przerażeniem i łzami w oczach patrzyłabym jak kot dogorywa...i bynajmniej nie chciałabym, żeby mnie ktoś za to oceniał. Co innego nie pomóc jak się ma możliwość....

ja_ana

 
Posty: 737
Od: Śro maja 26, 2010 22:40

Post » Czw paź 21, 2010 21:50 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:
Kiedy ludzie są umierający i cierpią z tego powodu nikt jakoś nie uważa, że 'powinien się przemóc' i skrócić im cierpienia.
To, co piszecie i jak piszecie do occhiverdi nieco mnie przeraża...
A gdzie prawny wymóg, że eutanazji powinien dokonywać wet, w dodatku 'odpowiednimi środkami'?


Podpisuję się...

ja_ana

 
Posty: 737
Od: Śro maja 26, 2010 22:40

Post » Czw paź 21, 2010 21:50 Re: Kotek... [*] ;(

Ja bym w takiej sytuacji nie leciała na forum.
Nie uzyskasz tu wsparcia, zabiłaś kotka...
W takiej sytuacji cierpiałabym w samotności raczej...
12 stycznia 2014 mija rok od kiedy Tigra jest z nami :)

ManfredkotTusi

 
Posty: 913
Od: Czw cze 18, 2009 0:42

Post » Czw paź 21, 2010 21:56 Re: Kotek... [*] ;(

ManfredkotTusi pisze:Ja bym w takiej sytuacji nie leciała na forum.
Nie uzyskasz tu wsparcia, zabiłaś kotka...
W takiej sytuacji cierpiałabym w samotności raczej...


Jedni wolą cierpieć w samotności inni w grupie, nic w tym złego. To tak jak z kotami (i nie tylko)- jeden jak cierpi robi się przymilasty, inny odsuwa się. Jeśli to ma dziewczynie pomóc, to Ok...

ja_ana

 
Posty: 737
Od: Śro maja 26, 2010 22:40

Post » Czw paź 21, 2010 22:00 Re: Kotek... [*] ;(

ManfredkotTusi pisze:Ja bym w takiej sytuacji nie leciała na forum.
Nie uzyskasz tu wsparcia, zabiłaś kotka...
W takiej sytuacji cierpiałabym w samotności raczej...


Ode mnie uzyska.
Nigdy nie wiesz, co Ci się może przydarzyć. Jadąc samochodem, nigdy nie masz pewności, czy zwierzak, który nawet jeśli wydaje się, że już bezpiecznie przebiegł Ci drogę, nie zawróci nagle zupełnie nieprzewidzianie.
Obyś nigdy nie stanęła w obliczu takiej sytuacji.

A nieciąganie umierającego, przerażonego kota w poszukiwaniu weta, który go dośpi, też jest dla mnie zrozumiałe. Życie bywa bardziej skomplikowane niż się to niektórym wydaje.

I doskonale rozumiem, jak się musi czuć occhiverdi.
Poczucie winy za wypadek jest wystarczającą karą.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Czw paź 21, 2010 22:06 Re: Kotek... [*] ;(

Ja też rozumiem i współczuję ale przeżywałabym to raczej z bliskimi w realu a nie na forum publicznym...
Choćby po to, aby oszczędzić sobie dodatkowych przykrości...
12 stycznia 2014 mija rok od kiedy Tigra jest z nami :)

ManfredkotTusi

 
Posty: 913
Od: Czw cze 18, 2009 0:42

Post » Czw paź 21, 2010 22:09 Re: Kotek... [*] ;(

ManfredkotTusi pisze:Ja też rozumiem i współczuję ale przeżywałabym to raczej z bliskimi w realu a nie na forum publicznym...
Choćby po to, aby oszczędzić sobie dodatkowych przykrości...


Aaaa, to w tym sensie.
No to całkiem rozsądnie, jak widać po przebiegu wątku.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Czw paź 21, 2010 22:13 Re: Kotek... [*] ;(

Gdyby to było zwykłe cierpienie założycielki wątku, brzmiałoby nieco inaczej.
Wychodzi jednak na to, ze nie jestem tu jedyną, która tak a nie inaczej odebrała tą wiadomość.
Każdemu z nas zdarzyło się coś zabić, świadomie lub i mniej, bolało bardziej lub nie miało większego wpływu na resztę naszego życia, nie mniej jednak sądzę, ze każdy z nas gdyby zabił własnymi rękami- i nie gadajcie mi tu, ze ona tego nie zrobiła, samochód sam nie jechał, to miałby na tyle spore wyrzuty sumienia, ze nie dałby rady pisac o tym na forum a tym bardziej kocim.

Ktoś kiedyś napisał coś bardzo ale to bardzo prawdziwego, nie jestem w stanie zacytować słowo w słowo ale brzmiało to mniej więcej tak : "wiadomosci o prawdziwych problemach nie znajdziesz w opisie gg".
Ma to się do tego wątku tak samo.
Gdyby to naprawdę było dla niej przeżycie o którym długo będzie wspominała ze łzami w oczach nie pisałaby o tym tutaj, tylko cicho w kątku poszlochała.

kiora-kociara

 
Posty: 909
Od: Nie paź 09, 2005 12:23
Lokalizacja: Mysłowice

Post » Czw paź 21, 2010 22:24 Re: Kotek... [*] ;(

kiora-kociara pisze:Gdyby to naprawdę było dla niej przeżycie o którym długo będzie wspominała ze łzami w oczach nie pisałaby o tym tutaj, tylko cicho w kątku poszlochała.


Niestety, jest to nieprawda. Nie możesz tak autorytatywnie stwierdzać, co kogo jak mocno boli i jak powinien sobie z tym radzić.
Ja sama, żeby emocjonalnie przetrawić pewne rzeczy muszę je zracjonalizować w słowach. I również zdarzało mi się pisać kontrowersyjne dla niektórych rzeczy tu na forum. I mimo, że niektórym się to nie podobało, to znajdowałam również zrozumienie dla swoich emocji i sposobu radzenia sobie z nimi.

Ludzie różnie reagują na sprawy, które ich poruszają i zdaje się, że oprócz mnie również ja_ana, która też wypowiada się w tym wątku, to rozumie.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Czw paź 21, 2010 22:25 Re: Kotek... [*] ;(

Zofia&Sasza pisze:Ja kiedyś na totalnym pustkowiu namierzyłam przejechanego kota. W strasznym stanie, bez szans (oszczędzę szczegółów, ale naprawdę nie było co zbierać)... I dałam radę skrócić jego cierpienia. Wiem, że to strasznie brzmi, ale czy miałam patrzyć jak cierpi?



To wcale strasznie nie brzmi.
Skrócić cierpienie - czasem tylko to można zrobić i jest to bardzo dużo.

Mnie się zdarzyła taka sytuacja.

Maroko. Wszędzie pełno kotów, tych zdrowych i tych chorych.
I ten jeden którego obraz mam ciągle przed oczyma.

Siedzimy na placu w Meknes, jemy obiad.
Pod nogami zaczynają się kręcić koty w nadziei na resztki ze stołu.
Zaczynam im rzucać mięso.
Pojawia się on - mały, kilkumiesięczny marmurek, wychudzony bardzo, wygłodniały. Oczka zaropiałe, futerko nastroszone.
Bieda taka ale i inne nie wyglądają rewelacyjnie.
Siada pod moim krzesłem, rzuca się dosłownie na jedzenie.
A ja z przerażeniem dostrzegam że kot nie ma prawie połowy pyszczka z jednej strony : osłonięte, wyżarte przez kalci (tak sadzę) dziąsła, ropa sączy się z pysia.
Jedzenie wiąże się dla kota z ogromnym bólem ale je. Bo chce żyć.

Wiem że kot jest skazany na śmierć.
Nie lekką. W bólu. Z głodu, bo w końcu i jeść już też nie będzie mógł.
To że rzucam mu mięso nie poprawia jego sytuacji, przeciwnie, wydłuża tylko agonię bo mobilizuje organizm do podjęcia walki o przeżycie.
Co mam robić????
Kot powinien zostać natychmiast uśpiony.
Ale jak ???
O wecie zapomnijmy, tu i o lekarza chyba trudno, jesteśmy przejazdem.
Kłębowisko myśli w głowie "nie mogę go tak zostawić, muszę skrócić jego cierpienie, może powinnam go złapać i udusić?????". Inny sposób na uśmiercenie nie przychodzi mi do głowy.
Nie robię nic.
Leję tylko łzy do talerza, zakrywając twarz przed towarzyszami podróży.
Wyjeżdżamy, kot zostaje, mam tylko nadzieję że umarł prędko.
Do Maroka jechać więcej nie chcę.

Do dziś mnie prześladuje ten kot.
Jego cierpienie.
To że mu nie pomogłam.
I że umarł.
I że był skazany od urodzenia na taki koniec, bo był tylko małym chorym, nikogo nie obchodzącym zwierzęciem na tym okrutnym świecie.
selekcja naturalna, wiem - ale jakoś pogodzić się z tym nie mogę.

ps : przepraszam jeśli ten wpis trąci sentymentalizmem ale nie umiem tego ując inaczej. Ten kot będzie mnie prześladować do końca.

piccolo

Avatar użytkownika
 
Posty: 5814
Od: Czw kwi 03, 2008 12:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw paź 21, 2010 22:28 Re: Kotek... [*] ;(

Piccolo - ale dokładnie tak samo kot z wypadku, który spowodowała occhiverdi będzie ją prześladował do końca życia. Czy wyrażając oburzenie na jej postępowanie, chcesz ukarać samą siebie za tamtą sytuację z Maroka? Przecież też nic nie zrobiłaś.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot] i 295 gości