Postanowiłem umrzeć na wszystkich tych bezdusznych oczach, bo już na nic nie miałem siły. Jestem tylko zwykłym buraskiem, jakich pełno dookoła, nie ma przyszłości dla mnie...to i po co żyć.
Gdy tak siedząc skulonym, spostrzegłem, że jakiś starszy Duży z psem zauważył mnie. Z poczatku przeraziłem się, bo nie wiedziałem co mnie może czekać, bo pies, mimo że mały, to krzywdę może zrobić. Nic z tych rzeczy, Duży podszedł i powiedział, że nie pozwoli mi umrzeć tutaj, jeszcze trochę z lękiem, ale dałem się wziąć na ręce i Duży zaniósł mnie do ciepłego domeczku. Tam też była Duża która zaraz zrobiła mi jedzonko i które szybciutko zjadłem, coby się może nie rozmyślili.
Tak sobie tam byłem 4 dni i Duzi już nie mogli dalej mnie trzymać. Chcieli wypuścić z powrotem na to zimno, gdzie na pewno bym umarł, ale nie mieli jednak sumienia...
Duzi dostali telefon do Innej Dużej i ta Duża przyjechała i mnie zabrała do siebie. Duża się martwi, bo ma swoich gromadkę kotów w tym chore i boi się o mnie, chociaż jestem sam w pokoiku, ale boi się żebym mimo wszystko się nie zaraził i nie umarł.
Duża powiedziała, że muszę szybko szukać innego domku, ale Kto zechce takiego zwykłego buraska?

Tak się tulę do Dużej...ale to i tak na nic







