Jest mi bardzo przykro z powodu Leona. To był fajny domowy kot, który zasługiwał na lepsze życie.
Kto mnie zna, wie, że jestem osobą raczej pragmatyczną, a nie histeryczną. Dlatego też bardziej niż Leona, którego już nic nie boli, żal mi jest kotów, które tam zostały. Ponieważ wszystkie są prawdopodobnie chore na białaczkę

Kocur, który w tamtej okolicy lał wszystkie koty przestał się pokazywać (nie żyje?). Leon lał rudego kocurka, ulubieńca bezdomnych. Leon zapładniał też kotki. Jedna kotka wrócia, ale żle się leczyła. Druga kotka nadal jest leczona (żle się leczy).
Żal mi tych kotów, ale nie będę siedmiu kotów narażać na białaczkę w imię ratowania jednego.
Musiałabym zaszczepić wszystkie koty na białaczkę. Nie stać mnie na to w tej chwili.
Ale coraz bardziej jestem zdania, że prowadząc tą działalność trzeba wszystkie swoje koty przetestować i zaszczepić na białaczkę.
Wszystkie moje koty były oczywiście testowane i były ujemne, ale przed szczepieniem trzeba testy powtórzyć, w końcu w tzw. międzyczasie przewinęło się sporo kotów. Co prawda moja świadomość wzrosła już na tyle, że testowałam wszystkie tymczasy. Ale wiadomo jak bywa z tymi testami

EDIT:Czasami była też kalukujacja: Po co testować dobrze leczące się kocięta? Po co testować wszystkie?