Odezwała się do mnie osoba chętna do zaadoptowania kota. Tyle że dom wychodzący...
Wszystko we mnie krzyczy NIEEEE! ... ale moja sytuacja podbramkowa...
Sami oceńcie...
Oto maile od chętnej na wzięcie kota...
[Cytuj:
Mieszkam w domu jednorodzinnym, który posiada własny, ogrodzony ogródek. Także kot byłby wychodzący jeśli tylko sam by tego chciał -na siłę na pewno nie będzie wyrzucany na dwór.
Gdy jest ciepło drzwi są otwarte na ogródek i kot może swobodnie wychodzić i wracać. A i okolica jest o wiele spokojniejsza niż w centrum miasta, bo mieszkam w otulinie parku krajobrazowego.
Koty w mojej rodzinie są od kilkudziesięciu lat i traktujemy je jak członków rodziny, także ani cierpliwości, ani miłości mu na pewno nie zabraknie.
A i jego skrytość nie jest problemem - przecież to ta ich duma. Miałam syjama, który w swoim mniemaniu był ozdobą domu. Jego się podziwiało, ale nie głaskało. ; ))
Myślę, że w niedzielę w godzinach popołudniowych mogłabym przyjechać po kotka, jeśli tylko Pani to pasuje.
/quote]Rozumiem Pani obawy. Jednak doświadczenia mojej rodziny pokazują, że wcale nie musi być tak tragicznie jak Pani to opisuje.
Przygarnęliśmy kiedyś kocicę, która wychowywała się w blokach przez 5 lat i była nieufna. Świetnie się zaaklimatyzowała i żyła 19 lat. Oczywiście po pierwszym wyjściu na dwór była "obrażona" przez kilka dni, ale potem się świetnie odnalazła w nowej sytuacji.
Jeśli kot będzie się obawiał wyjścia na dwór, to po prostu nie będzie wychodził, nikt go nie będzie zmuszał.
Wiadomo, że jego pierwsze wyjścia nie byłyby natychmiast po przygarnięciu, bo najpierw musi się przyzwyczaić do samego domu, nowego miejsca. Jak i również oczywiste jest to, że te pierwsze wyjścia byłyby pod czyimś czujnym okiem. No i tak jak już pisałam - nic na siłę.
Samochody i agresywne psy to tutaj nie jest problem. Droga która jest obok domu jest nawet niewyasfaltowana, a psy chodzą na smyczach.
Tyle mogę ze swojej strony zapewnić, moskitiera niestety nie wchodzi w grę.
Zaraz zapytam o umowę przedadopcyjną...
proszę, pomóżcie...