Od dwóch dni nie otwierałam komputera, wczoraj to tylko upić mialam się ochotę, ale w końcu najadłam sie tylko orzechów, ponoć mózg po nich odrasta
Stajenne swoszowickie przez dwa dni zalewała cała podłogę rzadkę kupą i były spiące. Dołączona do nich trochę mlodsza koteczka (wiem, nie robi się tak, ale opcją był powrót do parku, ryzykowałam tylko jej zdrowiem, bo trafiła do szczepionych tymczasów i rezydentów) też była śpiąca i miała prawo , bo miałą ponad 40 stopni gorączki. Jedno ze swoszowickich miało gorączki ponad 41

. W badaniu kału wyszły tylko glisty. Przedwczoraj wieczorem zostały odrobaczone i dostały antybiotyk. Juz jest prawie dobrze, z kotów przez całą dobę wychodziły robale.
To są koty, które miały być zdrowe, zaszczepione i odrobaczone.
Kolejny miot, który przyjechał wczoraj z Rzeszowa miał zostać z marszu zaszaczepiony i trafić na kociarnię. Ale po doświadczeniu ze "zdrowymi" swoszowickimi lekko zmodyfikowałam plany. Na kolanach ubłagałam lecznicę o przechowanie ich przez 3 dni na obserwacji. Koty zostały odpchlone ( miały nie mieć pcheł, bo...tak twierdzili ludzie, którzy jej przywieźli, ale ja już ludziom nie wierzę

), odrobaczone, uszy wyczyszczone ( świerzb-ale dostają orydermyl, po trzech dniach podobno już nikogo nie zarażą, bo świerzbowce potraktowane orydermylem, po dwóch dniach są martwe na śmierć). Jak wszystko będzie ok, koty zaszczepię pod koniec tygodnia i zawiozę na kociarnię. ( po jednego będą się ustawiac kolejki, może nawet go sprzedam

).
Zostają koty z armatury. Mieszkają w zimnej komórce i dziczeją. Jak wychodzą na zewnątrz, to poluje na nie sznaucer czy inny terrier ( w sumie nieduże, szorstkowlose, chyba myśliwskie) z sąsiedniego domu.
Nie wiem i już nie dojdę, czy Miuti wzięła tuż przed wzięciem kotów ode mnie, inny miot. Ponieważ nie byłam w stanie tego ustalić, kotom z Rzeszowa "załatwiłam" miejsce na kociarni. Armaturki wymagają pomocy. Po złapaniu zostaną odpchlone, odrabaczone i zaszczepione i najwcześniej tydzień po szczepieniu trafią do Miuti.
Wczoraj wieczorem odbierałam po oprepacji Dupka od doktor Dudy ( nie wiadomo, czy operacja pomoże, mimo, że kot ma przyszyte jelito do brzucha od środka

). Wracając, usiłowałam ściagnąc z ruchliwej drogo potrąconego grafitowego kota, nie wiem, czy żył. Zanim to sprawdziłam, rozjechały go dwa samochody.
Zaginął mi wczoraj Gucio. Od pewnego czasu wychodził do mojego ogródka-w życiu nie widziałam tak szczęśliwego kota. Wiem ,że jest bardzo blisko, prawdopodobnie wszedł do czyjejś szopy, garażu lub domu i teraz boi się wyjść. W zasadzie podejrzewam, że jest w mieszkaniu mojej "trudnej", nienawidzącej kotów sąsiadki, która dwa dni temu wróciła po półrocznej nieobecności. Myślę, że kot pomylił domy. Bedzie awantura.....
Chyba muszę znów zjeść trochę orzechów.
Jak do Harbutowic nie znajdzie się trzeci facet, to ja pojadę- w końcu to ja prosiłam o pomoc.